Asik zabawiła się w szanownego Liebstera, ja, żeby jakoś tego
bloga w końcu rozruszać i dodać mu tchnienia pomyślałam nad Versatile. Bo
przecież garść upokarzających i dziwnych faktów na mój temat to kupa śmiechu
jest! Zwłaszcza dla mnie, tu siedzącej (a właściwie leżącej), którą dzisiaj
zdzieliło jedno piwo. Uch, co się ze mną dzieje? :P
1. Nie lubię pracować w
grupach. Po
prostu nie lubię. Nie znoszę wręcz. Kilka osób, podział na obowiązki, a zawsze
wychodzi, że jedna osoba wszystko robi, a drugie się temu przyglądają, albo
jeszcze mimo braku wiedzy na ten temat, po prostu się wpieprzają i powodują
chaos. Czasami mam takie wrażenie, wielką ochotę wręcz, żeby rzucić to w pizdu,
zrobić samemu, po mojemu, i niechże one to chociaż przedstawią. Takim sposobem
wszyscy będą zadowoleni: one, bo się nie narobiły a ja, bo zrobiłam po swojemu
i jest picuś glancuś. Dzisiaj na przykład, tłumaczymy wszystko sobie, że do
jednej przesylamy materiały i tamta sklekoci, bo tak to się chaos robi. A tu
wchodzę na fejsiunia i co? I szlag mnie trafia!! Nie, stanowczo wolę sama za nich odwalić czarną robotę. Mniej nerwów
przy tym stracę.
2. Będąc małym brzdącem,
oparzyłam się wrzątką herbatą. A to wszystko przez to, że chciałam być samodzielna!! Mama
zrobiła mi herbatę, stawiając ją na wysokiej półce. Jednak chciałam być dorosła i samodzielna, wobec czego chciałam sama wyjąć saszetkę. Mama
postawiła mi kubek na małym stoliczku po czym… wyszła. A ja, jak się nie
rozmachnęłam, jak nie szarpnęłam saszetki za sznureczek… Tak wylądowałam na
ostrym dyżurze, z blizną ciągnącą się od brody po pępek. Jak przez mgłę
pamiętam, że coś była mowa w Prokocimiu o operacji pozwalającej się pozbyć
blizny, jednak ona w tempie mojego dorastania rozciągnęła się na tyle (albo
zmniejszyła), że ja nie zwracam uwagi i cóż… Nie jest krojenie tego warte. Nie będę
mówiła nic w stylu tego, że jak mnie mama mogła samą z herbatą zostawić, bo do
tej pory ma problemy z zapamiętaniem, że właśnie postawiła na ogniu patelkę.
3. Na każdy weekend wracam do
domu, bo jak
wspominałam, mieszkam i studiuję w Krakowie, jednak nie stąd pochodzę. Cóż, już
niejednokrotnie słyszałam, że jak to, do domu, na weekend, że tyle rzeczy do
robienia w Krakowie. Tyle, że… Mnie nie kręci szwędanie się po klubach od
piątkowego popołudnia do niedzielnego wieczora. Wolę w tym czasie zajrzeć do
domu, i sobie naładować baterie na kolejny tydzień. Poza tym, żarełko mamusine
samo się nie przywiezie, co nie? A kto powkurza siostrę? Przecież raz na
tydzień, to tak minimalnie! Więc ogólnie zawsze w piątek po zajęciach wsiadam w
autobus i zależnie od tego, jak mam zajęcia w poniedziałek, wracam albo
wieczorem w niedzielę, albo w poniedziałek rano.
4. Jak wiele osób, i ja nie
wspominam zbyt dobrze okresu gimnazjum. Ba, ja do tej pory sądzę, że gimbaza to poroniony pomysł!
Banda idiotów, przepraszam, nastolatków, którzy
są jednak starsi od tych, co w podstawówce, ale młodsi od tych, co w liceach i
już im się pod kopułami przestawia. Nie dość, że wielkrotnie podkładano mi
nogi, albo wytykano palcami, że taka sobie tu siedzi cicho i się nie odzywa, to
jeszcze niejednokrotnie nie miałam z kim siedzieć, bo… cóż. To, że nie umiałam
się bronić (słownie, rzecz jasna) było tylko na moją niekorzyść, bo wszyscy
sobie mogli używać a Lu nie odpysknęła. Nigdy. Ośmioletnia podstawówka? Jestem
na tak!!
5. Nie pojmuję całego ‘showbizu’
i całego szumu wokół tego. Jezu!! Same afery, sam sex, drugs and rock’n roll, seks taśmy, gołe
zdjęcia, wszyscy ze wszystkimi śpią, a później udają, że nie, tu piją, tam
jeżdżą po pijaku… Te wszystkie pożal się boże ‘gwiazdki’, które mają w kopułach
gorzej niż gimnazjalista poprzewracane, po prostu brak mi słów. Ale
statystyczny polak wszystko pochłonie, ‘bo tak’, a później się dziwimy, kto
zostaje wybierany na wysokie urzędy, kto nami rządzi. Załamać ręce to mało.
Witki opadają. Kokardki również. A kurtyna opada.
6. Jestem nocnym markiem, przy
czym raczej nie mam problemu ze wstawaniem rano. Podkreślam ‘raczej’, bo czasem
się zdarzy, że jak się zasiedzę, to na drugi dzień dupska mi się ruszyć nie
chce. Ogólnie jednak jak tylko słyszę wyjący budzik (w tej roli telefon i
piosenka The boy does nothing), od
razu się podrywam na cztery nogi. Raz, podczas pierwszej nocy w nowym pokoju na
poddaszu, zupełnie zapominając o fakcie, że łóżko jest podstawione pod hm,
skosem, teatralnie się zerwałam… przywalając głową w sufit. Oj, bolało.
7. Wolę być chwilę wcześniej,
niż się spóźniać. Wolę czekać na autobus na mrozie, niż się na niego spóźnić. Teraz moja
sytuacja jest poważniejsza, gdyż autobusy stąd, gdzie mieszkam, na uczelnię
kursują dwa razy w ciągu godziny, jeżeli więc chcę zdążyć na zajęcia, spóźnić
się na niego nie mogę. Inną sprawą jest to, że jak jestem wcześniej to autobus
się spóźnia, a jak rwę niemal na ostatnią chwilę (tak też się zdarza), to
przyjeżdża zgodnie z harmonogramem J Nie toleruję spóźniania się. Nie wiem, co w tym trudnego wyrobić się na
daną godzinę. Skoro wiemy, ile czasu nam jest potrzebne, czemu nie wstaniemy
parę minut wcześniej?
8. Rankiem mam swoje małe
rytuały. Zaraz
po wyłączeniu budzika włączam najczęściej lampkę przy łóżku, wstaję, włączam
cicho radio, ścielę łóżko, otwieram okno, wychodzę do kuchni nastawić wodę na
herbatę a w międzyczasie się odświeżam i ubieram. Wracam, zamykam okno,
zaparzam herbatę, robię kanapki, i dopiero jak zjem, to idę się umalować chociażby delikatnie J Nieraz, jak mam na późniejszą godzinę (np. na 12.30) to lubię wstać sobie
o 9, spokojnie umyć głowę, zjeść śniadanie oglądając jakiś serial – wiem,
mogłabym pospać, ale za to idę bardziej rozbudzona na uczelnię J
9. Studiuję kulturoznawstwo i
wiedzę o mediach i mam po kokardki tekstów, że ‘co ja zrobiłam ze
swoim życiem’, ‘jak moja mama mi na to mogła pozwolić’ i że ogólnie ‘postradałam
wszelkie zmysły, a po studiach będę cierpieć na bezrobocie’. Cieszę się
jednakże troską innych o moje marne, dwudziestoletnie życie i polecam jednak,
aby ten zapał wpakowali w ogarnianie swoich czterech liter ;)
10. Zbyt często zmieniam
tapety na telefonie/komputerze/szablony na blogu. Kiedy cała poświęcam się
szukaniu idealnych zdjęć, kiedy je w końcu znajdę, obrobię i ustawię, to szybko
mi się nudzą. Więc zaczynam wszystko od nowa i tak w kółko. Znowu mama się nade
mną śmieje, że ona tapetę na telefonie od półtora roku ma tą samą i jakoś nie
płacze. A ja zmieniam, hm, raz w tygodni, nieraz częściej. Sorka…
11. Zawsze jak odpalę
komputer to mam strony, które odwiedzam w pierwszej kolejności. Najczęściej
jest to Facebook, później Onet.pl i obie skrzynki e-mailowe: ta blogowa i
prywatna, w której najczęściej lądują informacje o promocjach w sklepach
książkowych albo informacje związane ze studiami. I hajs się zgadza! Tak bardzo
nauczyłam się być ciągle na bieżąco, że to aż boli. Kiedy okazuje się, że nic
nowego nie odkryłam, najczęściej włączam odcinek serialu a później zaglądam na
bloga ;)
12. Nigdy nie planuję
postów na bloga ani daty, kiedy je dodam. Wszystko przychodzi i wychodzi w
praniu i po co to zmieniać?
13. Nie lubię
czekolady, wolę paluszki. Och, wiem, czekoladoholicy jak to strasznie dla
Was brzmi! Ale patrzcie, więcej czekolady dla Was!! Jaka ja jestem
wspaniałomyślna! Za to nie pogardzę paluszkami, najlepiej solonymi, najlepiej
Lajkonik. (Tak, jeżeli chcesz zdobyć moje serce, pamiętaj!). Żelki również są w
cenie (najlepiej misie haribo, albo te takie nimm 2 czy coś). Ogólnie to nie
lubię słodkiego, bo po niewielkiej ilości czuję się po prostu przesłodzona. Co
jest śmieszne, bo herbatę słodzę trzema łyżeczkami cukru XD A w dupie i tak nie
przybywa, także… :D
14. Ogólnie, to od
zawsze mam niedowagę i od zawsze jestem na coś uczulona. Sądzę, że tak
miałam jeszcze zanim się urodziłam. Kiedy rosłam, wszyscy lekarze załamywali
ręce: że to takie chude, że widać kości,
że łomatko boska, coś jest nie tak. Kiedy jednak trylion badań wykazał, że
jednak ze mną w porządku (fizycznie, bo umysłowo to już od dawna pustka), to
zaczęłam oswajać się z niedowagą, która pewnie będzie wierną towarzyszką mojego
życia. Ja tam nie narzekam. Przyzwyczajam się. Tylko tak trochę źle sklepy
funkcjonują, bo jak kupię coś o rozmiarze „S” to nieraz wisi, więc sięgam po „XS”
, i wtedy jest szerokościowo dobre… hm, ale jest za krótkie. Dlatego większość spodni
kiedyś kupowana to były te zbyt szerokie w pasie (zwężane później) a dobre na
długość. Jak mówię, ja nauczyłam się z tym żyć, ale nie ludzie, którzy jak
zwykle chcą dla mnie dobrze i nie tylko martwią się o moją przyszłość w
kontekście pracy, ale odnośnie tego, czy ja jednak coś jem, czy świadomie się
głodzę. Otóż odpowiem: nie głodzę się, jem w miarę dużo a że w dupę mi nie
idzie (ani w cycki) to cóż, nie moja wina!
Podobnie jest z uczuleniami i alergiami. Będąc brzdącem,
byłam uczulona na mleko, chleb, i jeszcze inne pierdoły. Mleka do tej pory nie
lubię. Jestem uczulona na pyłki drzew (zawsze przejawia się to wiosną i latem)
i jeszcze na coś, czego do tej pory nie zidentyfikowałam. Ale mam badania w
styczniu. Ogólnie to mam wrażliwą skórę i wystarczy produkt, który mi nie
podpasuje i od razu robię się czerwona. Świetna sprawa!
15. Mam wyebane na
to, co mówią ludzie na mój temat. Serio mnie to nie obchodzi. Bo to, że
skupiają się na moim życiu znaczy, że nie mają własnego, co w zasadzie mnie
tylko smuci, ale nic więcej. Robię to, co lubię, czytam to, co lubię, zadaję
się z tymi, z którymi mam ochotę. I nic nikomu do tego. Szkoda jednak, że coraz
więcej osób kierując swoim życiem nie zważa na własne zainteresowania i marzenia
a na to, ‘co kto powie’. Cóż, jeżeli drogi czytelniku również masz takie
podejście – współczuję. Życie jest, jak się przekonaliśmy, w cholerę za
krótkie, by się przejmować takimi bzdetami.
I skończmy na tej pełnej piętnastce. Ależ się rozszalałam.
Ciekawe, czy ktoś to przeczyta, hm? Czy ktoś dowiedział się dzięki temu o mnie
czegoś nowego, czy zarzuciłam Was znanymi i dosyć powszechnymi faktami na mój
temat, które dało się wyczytać ogólnie z moich notek? :D ;))
Ach, robiłam dzisiaj
Mikołajkowe zakupy i wprost oszalałam!! Tyle pięknych, świątecznych kubków!
Tyle wszystkich pierdółek, moje oczy były w niebie <3 I w końcu byłam na
piwie z D. (kolega z roku koleżanki mojej z liceum, wspominałam o nim jakoś na
wiosnę ;)) i moimi dwiema koleżankami z
liceum. Nie wiem, jak to możliwe, ale D., mnie załatwił jednym piwem. Z sokiem.
Patrzył na mnie takimi oczami, jak poprosiłam o piwo z sokiem, jakby to było
morderstwo. Ale jak zobaczył, że słabo mi z nim idzie, to sam mi dopił, więc
nie wiem o co hallo. W ogóle z tym też ciekawa sytuacja, jak to się dziwnie
wszystko układa, ale o tym następnym razem.. jak sama sobie to jakoś logicznie
ułożę ;)
w ogóle to będę w radiu, ale o to o tym też następnym razem, bo jeszcze nie wiem kiedy mnie "puszczo" ale wiecie jaka jetem podekscytowana? :D :D :D