29.3.13

Przedświąteczne paranoje

Święta nie zdążyły się na dobre zacząć, a ja już mam dosyć. W ogóle miałam wrażenie, że dzisiejszy dzień oblegany jest przez dziwne paranoje. Powszechnie wiadomo jest, że jeżeli w mojej rodzinie chociaż przez jeden dzień nic się nie dzieje, to nazajutrz będzie szał macicy na ulicy, że się tak wyrażę. I znów moje bystre inaczej oko nie było w błędzie. Najpierw okazało się wczorajszego popołudnia, że paszporty, które przydadzą się młodej w maju są przeterminowane, i żeby zdobyć je przed tymże miesiącem, trzeba działać. "Napad" na fotografa i dzisiejsze wstawanie o szóstej rano tylko po to, by ustawić się w starostwie zanim zdążą się zbiec inni ludzie jest po prostu chore. Zawsze wtedy, kiedy mogę sobie dłużej pospać, jest jakaś akcja, która w żadnym stopniu mnie nie uszczęśliwia. Reasumując, po prostu wczoraj beznadziejnie na tym zdjęciu wyszłam i naprawdę żal, że w każdym dokumencie, który wyrobiłam w ciągu roku, mam inną, jakże identycznie debilną minę. Nie dość, że usta wykrzywione jakby mi cytrynę zajadać kazali, to jeszcze gały jak migdały. Porażka!

Jak wróciliśmy, to Lu mądra inaczej zaległa przed telewizorem, trzęsąc się z zimna, pod grubym kocem zwinięta niemal w kokon. No ja naprawdę nie ogarniam tego, co się wokół na dworze dzieje, tak samo jak nie ogarniam jutrzejszej parady z koszyczkami, kiedy się będę przez zaspy przebijała. No ale tak leżę i leżę, to Matula wzywa cobym w łazience posprzątała. No to ruszam do boju... Teraz czas na brawa dla Luthien, która niechcący (bo przecież wszystko dzieje się niechcący) zablokowała.. umywalkę, a dokładniej spływ w umywalce. No bo jest taki koreczek. I ten koreczek, żeby go zamknąć, ma taką dźwignię zaraz za baterią, kranem. Ale Lu myjąc, nie pomyślała, żeby go wyjąć/zamknąć za pomocą dźwigni. Tylko... niechcący wcisnęła ten koreczek... Który za cholerę otworzyć się nie dał. Ciągam więc za tą dźwignię i ciągnę i ciągnę a tu nic. No to Rodzicielkę wołam. Poszarpała, poszarpała, podźgała nożem - nic. No i czas powiedzieć Rodzicielowi, co spoczął przed telewizorem, licząc się, że może nie zabije? Nie zabił - choć wzrokiem mógł, ale się nie patrzałam - choć mu się nie dziwię, bo przyszło mu rozkręcać całą baterię. Żeby było śmieszniej, pod umywalką jest półka z kosmetykami i innymi pierdołami, ale że zamknięta, to można nie czyścić... No ale przez moją fajtłapowatość, Rodziciel, naprawiając to, co zepsułam - wylał vanisha! Gdyby wzrok Rodzicielki mógł zabijać... No cóż, ja mówiłam, że ja pechowe dziecko jestem, a później przez pół dnia mi mama jęczała, że mogła sobie zrobić sama. Ależ mamo, ja wcale nie nalegałam!!


Pewnie moje modły i tym razem nie zostaną wysłuchane, a szkoda. W związku z rychłym niespełnieniem tego życzenia zastanawiam się, gdzie i czego mogłoby mi przybyć. Wszak pewnie w niedzielę Babcia wmusi we mnie tony smacznego jedzenia (równie dobrze mogłabym zmienić miejsce przy stole, bo za każdym razem wszyscy siadają tak, jak za poprzednim razem, ale mi jest tam wygodnie i chyba znowu się poświęcę), ale co z tego, skoro to żarełko zawiśnie w przestrzeni? Tak mogłoby mi humor poprawić, ale kurcze, nie, pomścijmy się nad Lu, niech ma niech ma! 

No i jeszcze kłótnia z młodą. Ja naprawdę, mimo najszczerszych chęci, nie ogarniam teraźniejszych czternastolatek (i jeżeli ja taka byłam przed pięcioma laty, to współczuję swojej rodzicielce). Teraz skieruję to do tych, którzy posiadają młodsze rodzeństwo - czy jest ze mną w porządku, skoro kilkukrotnie miałam ochotę dzisiaj trzepnąć młodej, coby ogarnęła dupę? Wpierw mnie zwyzywała, na co ja sobie - przepraszam bardzo - nie pozwolę, a później z podkulonym ogonkiem i oczami niemal jak ten kot na powyższym obrazku oznajmila mi, że właściwie to pożyczę jej swojego komputera? Otóż: smuteczek, ale nie. Jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu. (I ja wiem, że jestem starsza, mądrzejsza i ble ble ble, ale może się czegoś nauczy?)

Kończąc ten mój, zapewne nic nie wnoszący do Waszego życia wywód, muszę się pochwalić, że przyszły mi conversy. Wypatrywałam kuriera z wypiekami na twarzy w czasie, kiedy moje frytki zostały bestialsko mi zjedzone, więc czaicie poświęcenie? Na razie tupciam w nich po domu, bo na wyjście na dwór chyba się nie doczekam... Także kochani. Zdrowych, nie przejedzonych, ciepłych przede wszystkim, Świąt. Dyngusa mokrego, ale do pewnej granicy, cobyście nie chorowali później, jajek - ale bez przesady... i zwyczajnego, najprostszego uśmiechu na twarzy, bo wtedy wszystko jest łatwiejsze ;)

co sądzicie o nowym szablonie? potrzebowałam zmiany!




24.3.13

I już do Ciebie biegnę, ile w płucach mam sił..

Tak jakoś nie mogę się zebrać do napisania tutaj czegokolwiek. Cały wczorajszy wieczór siedziałam nad otwartym edytorem, raz po raz coś pisząc, a następnie pospiesznie kasując, bo takie to beznadziejne było. Za to kilkukrotnie zmieniłam szablon, poklęłam nad edytorem... I tyle. Nawet żadnego opowiadania nie ruszyłam, nie mówiąc o wydrukowaniu w końcu bibliografii podmiotu, którą muszę jutro oddać. A przecież ją mam napisaną, chodzi tylko o przepisanie! Doprawdy, schodzę na psy...

Ale patrzę w kalendarz i po prostu mnie zalewa. Wprawdzie wcześniej mówiłam sobie, że nie będę mówiła o wiośnie, której nie ma, no ale tego tematu po prostu nie da się przemilczeć. Na litość, dwudziesty czwarty marzec i mrozy minus osiemnaście?! Co to ma być, czy ja może w jakiejś ukrytej kamerze jestem, hm? Przecież w takie zimno to nawet z łóżka nie da się wyjść! (Okej, da się, ale powiedzmy sobie komu się chce?! ) Dzisiaj, chociaż tyle, że słonko wyszło, więc jakaś pociecha jest. A ja tak w duszy pragnęłam, co by sobie w przyszłym tygodniu iść w czółenkach z koszyczkiem...


Wspominałam tydzień temu o koncercie happysadu. No i tak może pasowałoby coś napisać, jak było? No ale co tu dużo mówić, było rewelacyjnie, czyli tak, jak zawsze. Nie dość, że Lorein dali czadu na scenie, to jeszcze w czasie ich koncertu Artur pojawił się na sali, niedaleko mnie... I tak, tak, tak! Mam autograf od Artura i nawet zdjęcie! (Pewnie pomyślał sobie o nas jak o wariatkach, co z bananem na twarzy proszą wpierw o autograf, a później o zdjęcie, aczkolwiek ja już tyle razy wyszłam na wariatkę, że przy chłopakach z happysadu to żadna nowość). Do teraz żałuję, że nie poprosiłam go aby zawołał Kubę, ale wtedy pewnie by mnie znielubił. (Pewnie, pewnie, niech Lu brnie w przekonaniu, że ktoś znany ją polubił!). Niemniej, jestem jak zwykle pod wrażeniem wokalu Jakuba, i już uśmiecham się pod nosem na myśl kolejnego koncertu.

Wczoraj doszłam do wniosku, gdzieś w przerwie między sprzątaniem a czytaniem "Poradnika pozytywnego myślenia" (nie wiem czy tylko ja mam wrażenie, że główny bohater zachowuje się jakby był na haju), że najchętniej położyłabym się spać i obudziła gdzieś pod koniec kwietnia. Już nawet nie chodzi o tą maturę, bo jakoś może to przeboleję, uda mi się (ponoć głupsi ode mnie zdawali), jednak dążenie do wystawienia ocen końcowych jest jak jakiś pieprzony wyścig szczurów. Nauczyciel, któremu powinno zależeć na dobrej ocenie swojego ucznia, zamiast mu pomagać, podkłada nogi, czerpiąc satysfakcję z tego, że temu uczniowi podwinie się noga. Niestety tym uczniem stałam się ja, wedle czego ten tydzień był po prostu be-zna-dziejny! Ilość wylanych łez, czy przekleństw osiągnęła wtorkowego popołudnia apogeum. Leżąc i płacząc z bezradności stwierdziłam, że... mam wyjebane. Fakt faktem, że to chyba najwygodniejsza postawa, co by w tym popierdolonym świecie wytrzymać...


A tak na pocieszenie i na poprawienie humoru Kostuchna. Przeżyć te dwa/trzy dni w szkole... I mieć wszystko z tyłu, szeroko w czterech literkach. Opowiadajcie, co tam u Was! ;)

15.3.13

30 day chalenge/ day 4 - your 5 favourite quotes...




„Zresztą i dla ciebie ta lektura byłaby pożyteczna. Seneka uprzytamnia nam, że życie ludzkie dzieli się na trzy części : przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Przyszłości nie jesteśmy pewni i nic o niej nie wiemy, nad teraźniejszością nie panujemy; a więc tylko przeszłość od nas samych zależy. Żyjąc, należy więc pamiętać, że w każdym momencie nasza teraźniejszość staje się przeszłością. A przeszłość przecież, moja droga, powinna być naszą ostoją, a nie gniazdem wstydu i wyrzutów sumienia. To miałem na myśli mówiąc, że lektura Seneki przyda się zwłaszcza osobie młodej.”

~„Ida Sierpniowa” M. Musierowicz

„-Duchowy rozpęd, Krzysiu?...
  -Duchowy rozpęd, Iduś. Który po każdym upadku, każdej klęsce każe mu się podnieść i wejść wyżej, i ruszyć przed siebie. Czy ty się śmiejesz? Bo ja nie widzę w tym zmroku...”
~jak wyżej

„Uśmiechnięci, wpółobjęci,
Spróbujemy szukać zgody,
Choć różnimy sie od siebie,
Jak dwie krople czystej wody.”
~Wisława Szymborska, „Nic dwa razy”   

„Rozłóż przede mną, księgę zaklęć i wróżb
Okutą w obwolutę twoich ramion i ud
I czaruj we mnie, na ołtarz duszę złóż
I w dusznym kącie, rzuć na mnie urok swój”
~ happysad, „mów mi dobrze”

„Nie płacz, że coś się skończyło, tylko uśmiechaj się, że ci się to przytrafiło...”

~Gabriel García Márquez

Wiele osób zdążyło tą zabawę niemal zakończyć, a ja utknęłam na samym początku. Oj słabo ze mną, słabo. Trzeba przyznać, że ten tydzień był chory w swojej beznadziejności. Jutrzejszy wieczór zapowiada się na szczęście po prostu śpiewająco (dosłownie i w przenośni), bo Lu ma zamiar zedrzeć sobie gardło na suchy wiór. Tak, tak, wy, którzy boicie się mojego śpiewu (a jest się czego bać), nie pojawiajcie się jutro w Klubie Kwadrat! ;) [będzie więcej Kuby dla mnie, ale ciii...]

if ju noł łot aj min :D

11.3.13

taką wodą być, co otuli ciebie całą...


Jesteś tajemnicą. Nieosiągalną tajemnicą, której nie jestem w stanie rozwikłać. Chciałabym, ale najwidoczniej nie jestem na tyle silna. Mniejsza o to. Napełniam kubek gorącą herbatą, wkładam słuchawki w uszy i odbijam się od tego całego ponurego zgiełku, który w żadnym stopniu mnie nie uszczęśliwia. Nie lubię błądzić, chodzić nieświadomie, wiedzieć, że nic nie zależy ode mnie. Głupie przyzwyczajenie, kiedy mówili, że wszystko będzie tak, jak sobie to wymarzysz. Bo jest zupełnie inaczej. Nikt nie poda ci ręki, kiedy upadasz - będzie stał i przyglądał się, nawet się zaśmieje. Jesteśmy zdani sami na siebie, nawet wtedy, kiedy wydaje się nam inaczej. Osoba, która jest dla ciebie ważna, w kulminacyjnym momencie odwróci się od ciebie. Zostaniesz sam. Nie warto. Muzyka po raz kolejny ratuje mi życie, sprowadza na ziemię. Wiem, że będzie dobrze, w końcu gdzieś w zakamarku mojej duszy kryje się optymistyczna Lu, która wegetuje i czeka na pieprzoną wiosnę. I śmieję się jak głupi do sera, bo przecież wiem, że po chmurach na niebie pojawia się słońce...

7.3.13

Trochę trochę mniej mniej słońca


nieskładnie będzie, ale to norma w moim wypadku
nie chce mi się pisać notki o tej porze sensownej 
a ten tag... no ileż będzie wisiał?
piątkowe zamulanie czas start!
a ja idę do łóżka w końcu Teraz Rocka poczytam i herbatę dopiję.
ave!


i tak nie spotkamy się więcej i tak 
i tak nie będziemy się więcej już znać
i tak nasze usta nie będą już ze sobą więcej grać... 

nadszedł moment kiedy Lu powinna dostać obuchem po mordzie, Asiu, dziękuję!


5.3.13

It's only a picture tag ;)


Zasady:
1. Umieść w poście baner z tytułem tagu i linkiem do Kirei - inicjatorki tagu.
2. Odpowiedz w formie zdjęcia na 17 pytań- może to być pojedyncze zdjęcie, kolaż złożony z kilku zdjęć, sfotografowany rysunek czy PrintScreen. Ważne, żeby odpowiedź była w formie graficznej, a nie tekstowej- ewentualnie krótki podpis dozwolony :).
3. Postarajcie się, aby większość zdjęć była Wasza własna, a nie np. pobrana z Internetu z podaniem źródła. Wtedy ten tag będzie bardziej osobisty i ciekawy, choć kilka pytań trochę utrudnia to zadanie (np. w pytaniu o życzenie).
4. Otaguj 7 osób :)
Za nominację dziękuję Emi! ;)

1. Codziennie widzisz... 

ot co sobie stoi na półeczce za łóżkiem, miłe powitanie dnia! ;))

2. Ubranie, w którym "mieszkasz"?
cóż za kapcioszki, i cóż za skarpety! ciii!

3. Ulubiona pora dnia?
google.com
echciu, niech mi ktoś taką kąpiel przygotuje, pliiis!

4. Coś nowego?

google.com
na paznokciu lepiej wygląda :)

5. Właśnie tęsknisz za... 

6. Piosenka, która za Tobą chodzi...
don't even say... usłyszałam w samochodzie i wpadła w ucho, dziewczyna ma nieziemski głos! ;)

7. "Nagłówek" Twojego tygodnia to...
a wyszło... jak zwykle ;)

8. Najlepszy moment tygodnia to... 
tu możecie spojrzeć na powyżej pokazany lakier ;)

9. Czym chciałeś/aś być jako dziecko?
no nie? Lu od zawsze pieprznięta :D

10. Nigdy nie rozstajesz się z... 
+ słuchawki, ale nie chciało mi się ich szukać... 

11. Co można znaleźć na Twojej liście życzeń?
oj, miętowe <3

12. Twoja miłość od pierwszego wejrzenia?
kocham tą ścianę, więc to moja miłość <3

13. Coś, co robisz przez cały czas...
heerbatka!

14. Zdjęcie tygodnia.. 
http://shadddow.deviantart.com/
nie moje... ale śliczne.

15. Ulubione słowo/wyrażenie:
i nic dodać, nic ująć.

16. Najlepszy moment roku...
tylko... jedenaście dni <3

17. Ktoś, kto potrafi Cię uszczęśliwić...
może jestem naiwna... but still crazy!

No cóż, znów przepraszam za poprzednią notkę, gdyż iż znów musiałam się wygadać. A od tego podobno jest blog, więc sobie korzystam, że się tak wyrażę.  No i żeby już odbębnić wszystkie łańcuszki (pewnie o czymś zapomniałam) to mam powiedzieć o sobie siedem rzeczy. No ale przecież ja się w takie coś bawiłam, a co! Więc jeżeli ktoś zapomniał to odsyłam do tej notki, jeżeli ktoś chce ;)  No i przede wszystkim, ta piosenka rzeczywiście wkręca się w ucho. Obiecuję, że następna notka będzie normalna... I dziękuje za pocieszenie pod poprzednim postem, jesteście kochani :* Na Wasze komentarze odpowiedziałam pod tamtym postem, więc jeżeli chcecie się do nich jeszcze odnosić - piszcie pod tą ;)

Z ciekawszych newsów, to chyba umówiłam się z panem M., choć jeszcze myślę, czy się zgodzić czy też nie! ;)



4.3.13

gettin' ready for disasters that may never happen


Miało być dzisiaj huczne świętowanie, prawie do ranka. Szampańska noc miała być, śmiech i chichoty, a jest raczej nastrój żałobny, przerywany cichymi moimi chlipaniami. Bo ja naprawdę z każdym kolejnym egzaminem powątpiewam w zdolność jeżdżenia samochodem, choć przecież tak hulam po drogach (nie tylko urokliwą inaczej eleczką), że naprawdę zdać już powinnam. Doszłam dzisiaj do wniosku, zaraz po akcie desperacji, płaczu, histerii, zwyzywaniu wszystkiego, co na tym świecie nogę postawiło, że w zasadzie to ja po prostu za dobrze jeżdżę. I egzaminatorzy nie mogąc zrozumieć że jest ktoś lepiej od nich jeżdżący, uwalają mnie w ramach zemsty ( każda wymówka jest lepsza, żeby nie wyszło, że ja może beztalencie jestem, albo po prostu egzaminator się na mnie uwziął ). Pomijając właśnie fakt, że prawie się tam dziś wykończyłam (zjadłam pierwszy... właściwie zjadłam coś porządnego o 20!) to znów jakaś miała inaczej przygoda. Do grona znienawidzonych załapał się kolejny egzaminator, pojeździłam sobie... I po cóż? To jest niewyjaśnione. Nadal chlipiąc, stwierdziłam, iż co nas nie zabije, to nas wzmocni, aczkolwiek było to powiedziane przez łzy, czyli się nie sprawdza. Jeżeli kiedykolwiek mnie to wzmocni, to jak będę trzymała kartonik w ręku, ot co!



Mam dość tego prawka pieprzonego, i gdyby nie te pieprzone testy, których na nowych zasadach po prostu nie zdam, to pewnie rzuciłabym to w cholerę. Ale w tym podpunkcie ja jestem ambitna, i ja zdam, chociażbym miała wykończyć się nerwowo - byle trzymać karteczkę z pozytywnym wynikiem.



Kończąc nieprzyjemny, temat tabu nawet, stwierdzam, że życie jest piękne kiedy mogę oddychać przez nos, i kiedy nie duszę się niczym nałogowy palacz. Tak, tak, Lu jest zdrowa jak ryba, pomijając urazy psychiczne, bo tego to już pewnie żaden antybiotyk nie cofnie. Coś tam sobie kaszlnę, ale to nic w porównaniu z moim kaszleniem piątkowym, co jak się rozpędziłam, to jak torpeda się uspokoić nie potrafiłam i jak czerwona buraczyna wyglądałam krztusząc się i dławiąc i łzawiąc jednocześnie ( toż to doprawdy żałosny widok musiał być). Nawet wiosna się chyba zaczyna, coby nie zapeszyć, to nie będę potwierdzala, aczkolwiek miło sie robi, kiedy za oknem słoneczko że ho ho, i nawet temperatura na plusie. Człowiek się jeszcze przyzwyczai i znów to odbierze ktoś!



Podsumowując cały niepoprawny wywód (obiecuję, że niedługo tu coś normalnego wstawię) Luthien jest jedną wielką sprzecznością, łamiącą każde normy. Nie dość że zapłakana, to jeszcze indywidualistka. Co jeszcze?