31.12.12

Sylwestrowo...


Tak jakoś nijako mi. Wprawdzie powinnam podzielać euforię innych z okazji nadchodzącego nowego roku, jednak... No jednak ta euforia gdzieś zaginęła i coś nie wydaje mi się, żeby w najbliższym czasie zamierzała wrócić. Ale nie płakam z tego powodu (nie będziem płakać, nie będziem biadać...), tylko zastanawiam się nad tym, co ten wielce 2013 nam przyniesie. Zanim jednak przejdę do myślenia o tym, co będzie, wróćmy na chwilę do tego, co było....

Styczeń był wyczekiwanym przeze mnie miesiącem, głównie ze względu mojej osiemnastki. Było mnóstwo przygotowań, poszukiwań wymarzonej sukienki, roznoszenia zaproszeń. A upragniona zabawa minęła w zastraszająco szybkim tempie! Równoczesne spotkanie się z gimnazjalną klasą, wychuśtanie mnie na krześle, bicie pasem, tańce, genialne prezenty (na przykład berło z osiemnastu zakrętek wódki) i przede wszystkim mnóstwo wspomnień.

W pozostałych miesiącach, aż bodajże do  czerwca/lipca wiało nudą. A to osiemnastki przyjaciół, a to szkoła. Jednak w lipcu, pięknym, nawet nie takim złym lipcu spotkałam się z koleżanką, którą znałam tylko przez internet, była u mnie, później ja u niej... I to była chyba najwspanialsza część wakacji. Multum wspomnień, nieco mniej zdjęć, jednak kurde, to było coś! W sierpniu zaczęłam realizować projekt prawko, rozpoczęłam pierwsze jazdy z szalonym instruktorkiem, mentalnie przygotowywałam się do rozpoczęcia nowego roku szkolnego, w dalszym ciągu osiemnastkowałam... I jakoś zleciało.
Wrzesień również nie zaowocował niczym nowym czy niespodziewanym, nie licząc koncertu Coldplay na Stadionie Narodowym. Powrót do szkoły okazał się jakąś nowością w wakacyjnej monotonii, jednak wakacji już wtedy zaczynało brakować.

Październik to głównie rekolekcje maturzystów w Skorzeszycach, czyli jakby nie powiedzieć, pierwsza poważna klasowa wycieczka przez 3 lata liceum. Miluśko! Okazało się też, że w listopadzie happysad gra w Krakowie, więc oczywistością stało się kupno biletów. Poza tym w październiku podeszłam do pierwszego egzaminu na prawo jazdy, testy zdałam bezproblemowo, jednak już w praktyce tak dobrze nie poszło...

Listopad pamiętam głównie z koncertu happysadu, gdzie wykrzyczałam się do granic możliwości, wyszalałam, wyskakałam... Po prostu czad. Był to również czas mojego drugiego egzaminu praktycznego, który znowu nie poszedł...

I grudzień. Kochany grudniu! Gdzie zabrałeś piękną i cudowną zimę?! Na przełomie listopada/grudnia przeżywałam remont, odświeżałam pokój, zmieniałam wszystko, co się da. Grudzień to też czas, kiedy rozpoczęliśmy próby poloneza studniówkowego. Przed Świętami trzeci egzamin, na którym znów poległam, ale to chyba staje się normą.

No i takim sposobem doszliśmy do dzisiejszego dnia. Czy ten rok był dobry? Pewnie. Nie nudziłam się. Będę tęsknić za osiemnastkami, za zabawą... Ale ruszamy bardzo miło. Wracam do szkoły na osiem dni, później feriuję, później studniówka... A do kwietnia zleci. Chciałabym, żeby ten nowy, 2013 rok, mimo tej 'trzynastki' był wspaniały - nie tylko pod względem szczęścia, ale i miłości ;) Żeby znalazł się ten ktoś, kto ukoi nasze każde nerwy... Happysadomaniakom życzę mnóstwa koncertów happysadu właśnie, książkoholikom nowych ksiązek do czytania, a spragnionym wakacji - duużo cierpliwości! ;)

Tymczasem Sylwester, jak widać, spędzam w domu z happysadem w głośnikach, filmami w telewizji i dobrym szampanem w kieliszku. Szczęśliwego nowego roku! ;))

19.12.12

tak jakby świątecznie



Wprawdzie nie mam takich pierniczków jak te na zdjęciu obok, niemniej robienie ich potrafi wprowadzić człowieka w niezmiernie świąteczny nastrój. W ogóle tak jakoś  świątecznie mi, chociaż po śniegu nie ma śladu, humor jako tako nie najlepszy, a chęci do wstawania rano brak. Odliczam dni do jutra - bo w piątek wigilia klasowa, czyli no lesson, więc jest zaciesz. No, taki niecałkowity, ale z wiadomych przyczyn. Poniedziałkowe wypłakanie się przyniosło skutek, lekko mi. Oświetlenie w pokoju powieszone, w radiu świąteczne piosenki Michaela Buble, i po prostu idźmy! Z zacieszem na mordce, z radością w sercu - czekajmy na przybycie świąt, nawet jeśli w domu nerwowa atmosfera, jeśli prezenty nie były tymi, których oczekiwaliśmy i w końcu - jeśli ta magia świąt gdzieś zniknęła. Bo prędzej czy później - znajdzie się. A w końcu święta raz do roku, więc nie warto marnować tych wyjątkowych dni na marudzenie pod nosem ;) Z tak pozytywnym przesłaniem chciałam Wam, drodzy czytelnicy, złożyć najserdeczniejsze życzenia, by te święta były wyjątkowymi, by karp był pyszny, choinka piękna, a rodzinna atmosfera skłaniała do tego, by wybaczyć sobie wszystko w tych wyjątkowych dniach. 

10.12.12

Listownie...



W czasach, kiedy Internet na dobrą sprawę zawładnął naszym światem, pisanie listów to niestety, przeżytek. Trzeba jednak przyznać, że niejeden/niejedna z nas marzy, by otrzymać świstek papieru wykaligrafowany ręcznym pismem. Brzmi cudownie? Nierealnie? Pewnie! Bośmy ugrzęźli w tej nowoczesności, wypierając to co fajne i piękne. Do napisania tej niby-notki, zmotywował mnie list, który dostałam w Mikołaja. Brak słów by opisać, jaką euforię wywołał, choć świstek papieru. Ale jaki! Jeszcze większą frajdą było odpisywanie na niego, nieustające próby napisania czegoś sensownego i brak możliwości kasowania tekstu. Bardzo miłym uczuciem jest jednak jego pisanie, wysyłanie i oczekiwanie, aż druga osoba go dostanie - i również się ucieszy. Morał? Piszmy listy! ;) (dziękuję za list, Katarzyno! :) 

2.12.12

'A nie tą co żałośnie całą noc w gardle pali ogniem...'



Skoro tak wszyscy się witają z tym grudniem, to i może ja się przywitam, spełnię swój obywatelski obowiązek i przypomnę wam (bo pewnie nie wiecie!), że ten zaszczytny miesiąc właśnie się rozpoczął! Gdyby nie fakt, że jest niedzielny wieczór, a przede mną perspektywa całego tygodnia, to powiedziałabym, iż jestem szczęśliwa. Ale nie jestem, bo na samą myśl o zwleczeniu się jutro z łóżka oblewa mnie zimny pot, a gdy jeszcze dodam do tego to, iż trzeba wyjść z domu, jeśli chcę się dostać do szkoły, to już w ogóle porażka. Teraz powinnam puścić wesołą litanię na temat tego, że zima jest najwspanialszą porą roku (no bo jak była jesień, to chciałam zimę), ale litości, kto normalny lubi zimę?! Okej, spadnie śnieg, to porozmawiam na ten temat. Ale na razie śniegu nie ma, jest zimno i w ogóle jakoś nieświątecznie. A ja już planuję zakup oświetlenia, którym przyozdobię teoretycznie nowy pokój. I planuję też kolejne Ikeowskie wydatki, przez które prawdopodobnie mój portfel ucierpi, ale przymknijmy na to oko i weźmy to na poczet świątecznych prezentów! W ogóle dochodzę do wniosku, że z każdym kolejnym postem moje wypociny mają coraz mniej sensu, ale nie wiem co z tym począć. Gdzieś między tym wszystkim ginę i przepadam, kładę się na łóżku i leżę i myślę i nic nie mogę wymyślić, choć ponoć taką wodą być powinno mi przysporzyć i weny i głos Kubusia powinien wprawić mnie w osłupienie a ja taka jakaś obok jestem! Wyglądam przez okno, czekam na śnieg, na święta, na wszystko...