Naprędce chciałam się z Wami podzielić tym, co u mnie
ciekawego, ale wtedy zdałam sobie sprawę że ostatnie dwa tygodnie to pasmo
jakiejś niewiarygodnej nudy. Na uczelni zaczynają się powolutku jakieś
zaliczenia (bo większość przedmiotów kończy mi się przed Świętami), zamieszania
więc z tym co nie miara. Oczywiście w takich sytuacjach okazuje się, że te co
poniektóre październikowe obietnice wykładowców nijak mają się z
rzeczywistością, ale to chyba klasyk gatunku. Raz wykładowca powiedział, że na
tych zajęciach (10 spotkań) można mieć trzy nieobecności. Następnego tygodnia
więc pół grupy się churnęło, i sobie poszliśmy wcześniej do domu by znowu na
kolejnych okazało się, że „nie, pomyliłem się, macie jedną nieobecność”. Pominę
fakt, że przez te dziewięć spotkań robiliśmy jedną rzecz, a dopiero dziś, na
przedostatnich zaczęliśmy to, co było podane w nazwie owego przedmiotu. Gdzieś
w międzyczasie miałam pisać licencjat, ale jak się już za niego zabrałam to
przyszedł mi do głowy inny, oczywiście „lepszy” temat i teraz tworzę nowy plan,
żeby przesłać go promotorce i zobaczyć, co powie. Książki powoli piętrzą się na
regale, a ja…
… zepsułam czytnik do książek. To jest, pardon, sam się zepsuł, tym razem mówię
serio. I tak mi nikt nie uwierzy. Sama sobie nie wierzę. Otóż wyciągam
go sobie kiedyś, by zgrać czekające na komputerze książki, włączam… a tu siup,
do połowy ekran działa, druga część ni ku ku. Zresetowałam raz i drugi,
nabazgroliłam e-maila do owej firmy… i pan słodziaśnie mi oznajmił, że w
zasadzie to pewnie poszedł ekran, tj. pękł, a że to usterka niby przeze mnie
wykonana, to nie łapie gwarancji. Więc musze bulić. Prawie tyle, ile za niego
całościowo dałam. Słyszycie mój płacz? Dobra, przez jakąś chwilę maciupeńką
chciałam tą sytuację, to nieszczęście przekłuć na coś dobrego. Pomyślałam, że
skoro nie mam czytnika, książki z biblioteki przeczytałam i jestem zbyt wielkim
leniem, by iść je odnieść i wziąć nowe, to może brak czegokolwiek do czytania
będzie pretekstem do napisania pierwszego rozdziału pracy, za napisanie którego
zrobię sobie nagrodę i kupię nowy czytnik. Niestety, to brzmiało fajnie i
wiarygodnie przez pierwsze pięć minut, w czasie których otworzyłam Worda gotowa
do pisania. Po tych pięciu minutach stwierdziłam jednak, że pooglądam czytniki,
no i wiecie, kartka nadal pusta ;)
A wczoraj, co by było bardziej śmiesznie, omal nie utopiłam
srajfona, siedząc w wannie i zmieniając piosenki do których mogłabym wyć.
Śpiewać, znaczy się. Tak mi się zachybotał w dłoniach, że dostałam stanu
przedzawałowego i odłożyłam go najdalej jak tylko mogłam sięgnąć.
Moje życie to czasem naprawdę pasmo takich niespodzianek i
niepowodzeń, że chyba nie jestem w stanie tego ogarnąć. Mam nadzieję, że chociaż u Was dzieję się coś
ciekawego, czym możecie się tu, w komentarzach, podzielić? ;)
PS. Znikam na tydzień,
będę ale jakby mnie nie było; i jeszcze jedno – ma ktoś z Was Kindle’a i
ogólnie poleca czy nie? Bo czaję się na ten paperwhite, a co, jak kochać to
księcia a jak kraść to miliony, c’nie?
To może najpierw odniosę się do tytułu: sporo w tym prawdy, powiem Ci!
ReplyDeleteO Jezusie, już w grudniu jakieś zaliczenia masz o.O To ja bym już chyba zawału dostawała xD Bo ja się dopiero na końcówkę stycznia nastawiam. I masakra z tymi nieobecnościami. U nas jak na razie na szczęście nie robią nam takich numerów.
I coś już czuję, że u mnie z pracą licencjacką będzie wyglądało podobnie XD
Urządzenia elektroniczne są wyjątkowo złośliwe. Mnie np. świruje telefon ostatnio. Czasami ekran mu się zupełnie blokuje, znajomi śmieją się ze mnie, że mam blokadę antywłamaniową. A potem znowu sobie działa jak gdyby nigdy nic. Ja Ci powiem, że komputery to nie raz trudniej zrozumieć niż kobiety. Poważnie!
A co u mnie? W sumie to też nudy trochę. To znaczy może weekend był ciekawy. Byłam opiekunem na biwaku harcerskim i dostałam pod swoje skrzydła grupkę chłopców w wieku 10-12 lat. Nasze jeżdżenie i błądzenie po Śląsku było wyjątkowo zabawne :D Jako że nie jestem mistrzem orientacji w terenie, a nie miałam nikogo starszego do pomocy, to bałam się, że ich z powrotem nie doprowadzę. I faktycznie, do dwóch punktów na grze nie udało nam się dotrzeć, bo czasu zabrakło, ale powiem Ci, że dawno się tak nie ubawiłam ;D A potem odpały w nocy to już w ogóle przebiły wszystko. No więc ogólnie wesoło :)
Wiesz co, ja w tym semestrze nie mam żadnego egzaminu nie licząc jednego testu, którego się obawiam i przed którym drżę. Reszta to jakieśtam zaliczenia, pisanie prac, robienie prezentacji, a że niedługo mi mija termin oddania pracy, te pierdoły/zaliczenia chciałabym mieć już za sobą:)
DeleteBo przecież inaczej chyba się nie da!
Ja znowu wczoraj przeżyłam zawał, bo telefon naładowany, sprawdzam godzinę, chowam z powrotem do torby, wyciągam x czasu później a on wyłączony. Nie mam wkładanej baterii, więc nijak go nie "zresetuję". Stan przedzawałowy, klikam tak i siak, w to i w tamto, nic. Aż z dupy się ot tak włączył. No tej XD
Oj to pewnie musiałaś być padnięta! Dzieci wymagają mnóóstwa uwagi, dzielna jesteś! :D
W sumie po wczorajszym dniu pracy mogłabym biec na każde zaliczenie i nudny wykład:)
ReplyDeleteA to witaj w klubie morderców własnych czytników :) Ja na swoim zasnęłam, wstyd nie? Co prawda czytam też książki papierowe, mam zawsze świeży zapas z biblioteki, ale bez czytnika już żyć nie mogę. Kindle ponad moim zasięgiem jak na razie, kupiłam ten- http://www.pocketbook-int.com/pl/products/pocketbook-touch-lux-3 i jak na razie jestem bardzo zadowolona:0
https://sweetcruel.wordpress.com/
Nudne wykłady nie są złe. Przynajmniej można poczytać:)
DeleteJa też z wielką chęcią latam do biblioteki i taham opasłe tomiszcza.... ale czytnik, zdążyłam się do niego przyzwyczaić:) Dzięki za polecenie, miałam "na porządnie się namyślić", a jednak wraz z rodzicami sprawiłam sobie na prezent mikołajkowy kindelka:) Jaka radość:)
Weszłam bo tytuł jest dla mnie bardzo prawdziwy... Zazwyczaj coś zgryzałam w ciągu dnia by późną nocą to z siebie wydusić :)
ReplyDeletePowolutku? Jak czytam blogi to tylko ja mam za tydzień 3 egzaminy :( A gdzie jeszcze kolejny? I to mój przedostatni wolny weekend w tym roku..
Taka już nasza ludzka natura:)
Deleteja szczęśliwie nie mam żadnego egzaminu, jeden czy dwa testy chyba tylko a tak, to prace, prezentacje itp:) powodzonka!
Zacznę od środka, poprzez koniec, do początku. A jak!
ReplyDeleteJa zawsze wszystkie swoje telefony odkładam jak najdalej od wody, jak stoją na balkonach czy też innych wzniesieniach, z których można łatwo upuścić mój skarb, to broń Boże, nie wychylam się z nim za barierkę. Mam jakąś fobię na tym punkcie chyba, zawsze wydaje mi się, że może innym się to nie zdarza, ale ja na pewno utopię albo upuszczę telefon xD
Du Aj Łona Noooł. Właśnie słucham tego 983640 raz, wchodzę do Ciebie i co widzę? DU AJ ŁONA NOOŁ :D
Piszesz ten licencjat tak jak ja zawsze zabierałam się za pisanie wypracowań maturalnych. Też byłam pewna, że już teraz właśnie jest TEN moment, włączałam Worda i... o, pooglądam stare zdjęcia. I ogólnie często tak mam xD
A u mnie jakoś leci. Niewiele brakowało, a spaliłabym mieszkanie, powinnam się spakować, bo w pewnym sensie sie przeprowadzam, ale siedzę na blogach i... nuda :D
a mi się wydaje zawsze w takich momentach, że oezu, przecież nic się nie stanie! doprawdy przysięgam, że ja tego czytnika nie upuściłam... siła natury jakaś się mści na mnie! xD
Deleteteż mam ostatnio na nią fazę!
ja cały czas, jak muszę się za coś wziąć, nieważne czy na uczelnię czy na bloga, jak coś MUSZĘ to po prostu milion innych fajniejszych spraw jest do roboty(:
no właśnie czytałam! matko boska, aż mnie ciarki przeszły... przeprowadzasz się?:)
Nie no, spokojnie, na blogu wszystko jest trochę przerysowane. I nigdzie nie napisałam, że to przytrafiło się mnie xD Ale było blisko :D
Delete... Sprawa wygląda tak. Na studiach mieszkałam z tatą (rodzice nie są razem, mama w innym mieście, tata w innym), ale teraz jestem na urlopie dziekańskim, więc wróciłam do domu na dobre (tak, dopiero teraz, mimo że urlop od marca xD), a poza tym tata si gdzieś przeprowadza, więc zabrałam wszystkie swoje rzeczy po to, żeby w lutym wracać z powrotem :D