W takim doniosłym momencie jak ten, nie jestem w stanie
ubrać myśli w słowa. Podsumowanie całego roku jest trudne, biorąc pod uwagę to
jak był intensywny, choć na pierwszy rzut oka nie widać tych zmian, które w
trakcie niego zaszły. Ale mi się język plącze. A nawet jeszcze nie
otworzyłam szampana!
Zaczęło się, jak co roku, od małych postanowień, założeń i
planów. Co poniektóre udało mi się spełnić, inne zaginęły gdzieś po drodze.
Niemniej to był naprawdę dobry rok, mimo wszelkich zawirowań
miłosnych. Trochę nadziei poszło się kukać, ale przecież człowiek
powinien uczyć się na błędach. Miałam zrobić wiele rzeczy, nie wszystkie się
udały. Nadal nie zdałam prawa jazdy (obiecuję, w 2016 na pewno do tego w końcu
dojdzie!), praktyki które miały być szczytem moich marzeń okazały się
niewypałem (cóż za nowina), O., który
miał być na zawsze , poszedł sobie w siną dal nie myśląc o jakimkolwiek
kontakcie (ale tutaj zawiniłam i ja), aż w końcu inni zaczęli układać sobie
życia, kiedy ja nadal tkwię… nie wiem, w którym dokładnie miejscu. Były jednak
koncerty, dużo koncertów, jeden szczególny i wyjątkowy bo czerwcowy (ale to nie
wszystko), były spotkania (z K.), wspólnie wypite piwa, przegadane noce (Carrie
<3), kilka prób podejmowanych w celu ratowania niektórych rzeczy, było dużo
pisania, jeszcze więcej czytania i zawodzenia własnym głosem pod prysznicem
(nawet, jeśli wybieram wannę).
Wszystkiego dużo i pod dostatkiem. Odpowiednio. Uczucie
jakieś dziwnie niewiadome, zawiedzione nadzieje, happysad, łzy (dobre i złe),
trochę samotności, dużo nauki (ale tylko w sesję), dużo chęci i mało
wytrwałości.
Czego mogę sobie i Wam życzyć na nowy, 2016 rok? Przede
wszystkim szczęścia, tego, by wszystkiego było nam pod dostatkiem. By uśmiech
nie schodził z naszych twarzy nawet, jeśli do oczu cisną się łzy. Wiary w dobro
– bo ono, jak to już z Asikiem ustaliłyśmy, jest gdzieś w nas i tylko od nas
zależy czy wypuścimy je na zewnątrz czy zdusimy w zarodku. Sukcesów i porażek,
bo te drugie kształtują nas chyba mocniej. Siły we własne możliwości i dużo
zaparcia w dążeniu do celu. Ale przede
wszystkim spokoju duszy, i odrobiny czasu, żeby móc sobie każdą sytuację,
mniejszą czy większą, poważniejszą czy mniej-ważną poukładać w głowie.
Przemyśleć. Sobie zaś życzę, by w końcu
pojawił się na mojej drodze ktoś, komu będę mogła zaufać wiedząc, że się nie
zawiodę. Bo przecież to wszystko się spełni, prawda? ;)
/ A święta święta i po świętach. Wigilia minęła… cóż, na
oczekiwaniu na prezenty. Ojczulek zupełnie nieświadomy swojego łupu niemal
zamarł, rozdzierając uroczy papier. Popatrzył na nas z niedowierzaniem, popukał
się w czoło, a koniec końców korzysta z tabletu i cieszy się nim niczym małe
dziecko. Ja dostałam wszystko to, czego pragnęłam. Oficjalnie mam dość puzzli,
a rodzina ma dość mnie, proponującej co pół godziny kawusię (z mojego nowego kapsułkowego ekspresu).
Szczęśliwie czy nie wyżłopali mi trochę kapsułek, więc po trzech dniach
schowałam cudeńko do pudełka. Reszta świąt nie obeszła się bez kłótni, tych
poważniejszych, których cień i lekki smrodek pozostaje do dzisiaj, ale przecież
nikt nie jest idealny.
Dobrego 2016 roku Kochani.
Na śmierć zapomniałam, iż kopnął mnie zaszczyt i Oironio nominowała mnie do pewnego nowego, fajnego tagu, Question and Answer, który polega na tym, że pod tym postem możecie mi zadać każde, dosłownie każde pytanie, na które postaram się odpowiedzieć w następnym poście. Skoro i tak siedzę w domu i nie mam za bardzo o czym pisać... Niech się dzieje wola nieba. Czekam na Wasze pytanka!