24.9.15

dobra, dajmy szansę tej jesieni

Wszystkim normalnym ludziom jesień kojarzy się z nie wiem, spadającymi liśćmi z drzew, na których nie raz i nie dwa szanownie się poślizgnęłam i nieomal dokonałam swojego żywota. Mi kojarzy się z herbatą z cytryną (moje nowe uzależnienie, cytryna), tym, że molestuję tatę by jednak szedł zapalić w piecu, jeśli nie chce bym zamarzła, ale przede wszystkim – werble – z tym, że po wielomiesięcznej przerwie wracają seriale. Za którymi tęskniłam. Od mniej więcej tygodnia chodzę po domu i wrzeszczę ‘cooo będzie dwudziestego czwartego?? Noooowy odcinek Chirurgów!’ i doprawdy, gdybym żyła w normalnej rodzinie, pewnie by mnie mieli dość. Jednak wiecie, ja tylko napierniczam o tym, że stęskniłam się za Mer i jestem w zupełności niepogodzona z ostatnim sezonem Chirurgów. Młoda natomiast przechodzi sama siebie, w pozytywnym słowa znaczeniu. Po trzech tygodniach uczęszczania do LO, Młoda chodzi po domu i chwali się dopiero co zdobytą wiedzą. Na głos. Niepytana. Nie daje się uciszyć. Dzisiaj więc dowiedziałam się ze szczegółami, co działo się na przedsiębiorczości,  umiem kilka słówek po włosku, bo przecież przy przepytywaniu sama się nauczyłam, i już zdążyłam dostać piątkę z informatyki za napisanie wypracowania, które okazało się być tylko dla chętnych.

Co do Chirurgów, zaczerpnęłam dzisiaj opinii, czy jeżeli pozostanę do drugiej w nocy przy komputerze i zechcę obejrzeć tenże nowy odcinek mniej-więcej na żywo, to czy będę strasznie dziwna. Podobno będę i za bardzo nie wiem, co z tym smutnym faktem zrobić. Chyba obejrzę rano.


autumncozy.tumblr.com


Poza tym nadal nie mam planu. Wczoraj koleżanka, w ramach ostateczności – jakież to smutne – odważyła się na telefon do sekretariatu. Bowiem fatygować się tam na własną rękę byłoby zupełną stratą czasu. Owocna rozmowa: „kiedy będzie plan zajęć roku takiego i takiego?” „jak będzie, to będzie” wcale nas nie satysfakcjonuje. Odświeżam stronę z planem z takim natężeniem, że i na telefonie i na komputerze strona dodała się do najczęściej otwieranych.

Z rodzicielką jestem na stopie wojennej, gdyż nie rozumie, że nie zaproszę drugi raz tego samego X na wesele, które mam dokładnie za miesiąc. Samej iść mi nie pozwalają, ale na wieść o tym, że w takim razie się nie wybieram, krzywią się również. Nie dogodzę im chyba.

Żeby sobie jakoś uprzyjemnić powrót na ukochaną uczelnię, pomyślałam, że pasowałoby wyglądać jak czlowiek. Włosy już obcięłam, ale paznokcie... cóż, walnęłam sobie hybrydkę. Wszyscy kręcą nosem, bo jak to tak, czarną hybrydkę sobie walnąć? Toż to czarny, kolor jak każdy inny!

I umówiłam się w międzyczasie na egzamin na prawko. Miejcie się na baczności i trzymcie kciuki! Powiadomię. Pasowałoby zdać, bo intratna propozycja samochodu się szykuje, jakbym zdała. Rodziciel wychodzi z założenia, że skoro z niemal terenową landarą daję radę, to z eLką tym bardziej problemów mieć nie powinnam. Nie wiem co o tym myśleć. (A landara temu, że samochód wielki. Tak pieszczotliwie mówimy o nim). Kciuki mile widziane.

Dla mnie jesień więc to nie liście, ani nawet nie pogoda, którą staram się ignorować. Oprócz herbaty, seriali, ponaglania taty to też płyta Grabaża, którą mogę zapętlać w kółko i w kółko i nigdy mi się nie znudzi.  To Radio Dalmacija,  której tekst mogę wyrecytować w nocy o północy. To stare piosenki happysadu, to Lana del Rey z nowym albumem „Honeymoon”. Może jakoś przetrwamy, co nie?


Nieprzerwalnie słuchając Radia Dalmacji, mam łzy w oczach i zupełnie nie wiem, czemu. 


coraz mniej nam z oczu - wiem
idzie definitywny Bach!, 
zostawiam pożegnalny list, kopertę z moim DNA
dalej po cichutku gra Radio Dalmacija... 

20.9.15

rozmówki (nie)kontrolowane

Wszyscy rzeczą i plotą o jesieni. Ja jej jeszcze nie odczułam (zbytnio) więc odkładam sobie tą przyjemność na później. Jak mi coś sensownego o niej przyjdzie do powiedzenia – nie martwcie się, napiszę.

Tymczasem dzisiaj przybywam z poprawiaczami humoru, czyli scenkami z mojego jakże szalonego, nudnego życia ;)

#1 Bezsprzecznie jestem najlepszym „czymś” co mogło się trafić mej siostrze, która jest ścisłowcem z krwi i kości. Mianowicie jestem humanistką, a więc idealnym powodem do żartów. Nie żeby coś – pozwalam, sama się śmieje, niech mają radochę.

Biorę do ręki muchołapkę w celu zabicia owada. Widzę muchę siedzącą na szafce, niczym żółw ninja skradam się do niej i pacpacpac, po muszce! Uradowana, odwracam się do rodzinki siedzącej przy stole i słyszę:

S: Tylko humaniści są w stanie zabić martwą już muchę.
Aha, to dlatego tak łatwo mi z nią poszło, pomyślałam, i zaczęłam się śmiać.

#2 Nie lubię syropów. Nie trawię. Znaczy, będąc dzieckiem, picie syropów kończyło się na klęczkach. Niemniej nadszedł moment, kiedy nic innego niż syrop nie pomoże. Wypiłam.
M: No przeżyłaś!
J: czemu miałabym nie przeżyć?
M: Bałaś się, że jak wypijesz syrop to umrzesz, a tu żyjesz!

Dzięki za wiarę, Mamo.

#3 Luźna rozmowa z mamą i siostrą. Jak zwykle zeszło na tematy humanistyczno-ścisłe.
S:  jak będę sławnym doktorem, który będzie miał kupę hajsu, to będę miała też willę. A ty – popatrzyła na mnie – będziesz wtedy mieszkała pod mostem!
J: nie, będę miała w twojej willi pokój.
S: chyba zwariowałaś. 

Dzięki, siostro. Nawet Monica i Chandler w swoim domu zrobili pokój dla Joey’a!

#4 Wyskoczył mi na oku jęczmień. Normalnym ludziom wyskakuje na górnej powiece, mi w dolnym kąciku. Po metodzie prób i błędów, naparach z rumianku i zielonej herbaty, po smarowaniu aloesową maścią w końcu wybrałam się do apteki. Pani zaproponowała mi maść, którą mam w domu a o której nie myślałam, że będzie na to dobra. Pożegnałyśmy się i wtem rodzicielka do mnie:
M: no, tą maść chyba mamy, chyba dla psa kupowana była
J: okej, dzięki!
M: wiesz, psy są u nas w domu wysoko w hierarchii…

Nie śmiałabym zapomnieć ;)

#5 Oglądałyśmy z Sówką jakieś kabarety.
J: <zacytowałam> „Jak mnie wkurwisz, będziesz spał na dworze” – relacja Lu z chomiczkiem <3
S: *śmieje się* <3
J: Chyba nie będzie ze mnie dobrej mamusi ;(
S: Pamiętaj droga Lu, za znęcanie się nad zwierzętami jest mniejszy wyrok niż nad dzieckiem XD
J: ale to nie jest znęcanie się! Znęcanie to by było, gdybym chomika wystawiła kotu, o! a to… to tylko troska o własne życie psychiczne!
S: Nope, wystawienie kotu to by było umyślne spowodowanie śmierci XD

A chodzi o to, że na mieszkaniu chomika mamy, który to lubi spędzać noce na kołowrotku. Rozważamy wystawienie go na klatkę ;)

#6 Ze mną jest chyba źle. Byłam z mamą u lekarza. Ja z siostrą czekałyśmy w poczekalni, mama w gabinecie. Miałam w torbie książkę, żeby sobie poczytać. No i wyjęłam ją, czytam, czytam i nagle wybitnie się musiałam uśmiechnąć, bo siostra spytała mnie, co czytam. Odparłam, że kryminał, właśnie fajna scena jest, śledczy ze swoją córką znaleźli porąbane ciało, porąbane, nie to, że ta osoba miała fioła jakiegoś umysłowego, choć chyba jednak miała, była porąbana! Głowa leżała sobie o tak, a obok tego dłonie złożone do modlitwy. Same dłonie, czaisz?! I głowa, i dłonie odrąbane! I zaczęłam się śmiać XD – relacjonuję Sówce.

Nazwała mnie psychopatką.


#7 S: Co za malkontent! Wiem, że jestem okropna, ale tacy ludzie powietrze marnują XD muszę wymyśleć na takich ludzi określenie. Bo wampiry energetyczne to nie są. Wampiry tylko marudzą, użalają się nad sobą i mówią, jacy to są beznadziejni. A taki typ z jednej strony marudzi i się użala, ale z drugiej jest przemądrzały i wszystkowiedzący o innych, że czuje się zobowiązany innych oceniać i oczerniać. Masz jakiś pomysł?
J: IDIOTA?
S: *śmiech*
J: za duże ego?
S: *wyznanie miłości* Użalające się ego!

#8 Ja do współlokatorki
J: nie lubię być chora.
W: Bo ty jak jesteś zdrowa, to siedzisz i oglądasz seriale. Ludzie lubią być chorzy, bo tylko wtedy mają czas na takie pierdoły.
Smutno mi :(

#9 W: Wyśpię się w cztery godziny? I don’t think so.
J: You won’t. Poor you.

#10 W: ostatnio idę sobie z koleżanką przez park a tu na każdej ławce w każdym zaułku liżące się dzieciaki!
J: Love is in the air!
W: No, oxygen is in the air
J: Love is like oxygen
W: Then we’re dead already.

Że niby dobrze szprechamy?

Kolejny krok do tego, by zrozumieć, że jednak pomimo pewnych ekscesów, prób i błędów, słów wypowiedzianych gdzieś po cichu, to dobrze trafiłam na współlokatorkę. I w zasadzie na każdą osobę, która wdarła się w moje życie. Gdyby nie oni, nie miałabym czego opisywać!

Powinnam chyba umieścić na górze, żeby nie jeść/nie pić w trakcie czytania, coby klawiatury nie popluć.  Teraz to już chyba wszyscy to wiedzą ;) 

14.9.15

Moje przeszkody i wyzwania [6/30]


To chyba najgorszy podpunkt wyzwania; podpunkt, nad którym ‘męczę’ się drugi dzień i nadal nie wiem, co chcę napisać.

Do tej pory doszłam do wniosku, że moją główną przeszkodą jestem ja sama, bo to ja na siebie wszystkie ograniczenia zsyłam. Staję się poniekąd swoją własną niewolnicą, bo gdy już mi się wydaje, że mam siłę i chęć do działania okazuje się, że jakaś siła ciągnie mnie na dół do jakichś niestworzonych przestworzy, które mnie zjadają, kęsek po kęsku, a z nimi spada moja motywacja.  Jestem zbytnim leniuszkiem, zbytnią aspołecznicą, która powinna zacząć wychodzić do ludzi ze swojej kryjówki, jednak na niekorzyść tego pomysłu działają fakty – za każdym razem gdy komuś zaufam, człowiekowi, ten człowiek mnie opuszcza w dość bezduszny sposób, więc tu pojawia się pytanie, czy warto swoją duszę ludziom okazywać, starać się, skoro i tak wyjdzie jak zawsze. Nie powinnam się też poddawać, chociaż to ostatnimi czasy dzieje się coraz rzadziej. Podsumowując, przeszkody, które mnie męczą i dręczą ja sama sobie wytwarzam. Zmagam się z nimi na własne życzenie, więc jeżeli do kogokolwiek mogę mieć pretensje – to tylko do samej siebie.

Wyzwania, które sobie stawiałam i stawiam nadal sprawiają, że jestem jaka jestem. Od momentu ukończenia zmieniłam się diametralnie, na korzyść oczywiście. Sama dla siebie stanowię wyzwanie – odkąd skończyłam lat szesnaście, a było to pięć lat temu, powoli otwierałam się na ludzi, nadal to robię. Otwieram się na to, co ludzie mi proponują, otwieram na to, co ja  mogę innym zaproponować. Przyjmuję inne dusze, w zamian liczę na to samo. Niekiedy spotykam na drodze kogoś, kto na to nie zasługuje, jednak ważne jest, by z każdej sytuacji umieć wyjść z twarzą. Moim wyzwaniem, a może moim trofeum, zdobyczą  jest to, że ‘dzięki’ gimnazjum uzyskałam jedną umiejętność – ignorowanie ludzi, którzy są w stosunku do mnie wrogo nastawieni. Wszelkie przytyki, przezwiska i bezsensowne sytuacje które kończyły się u wychowawcy (który oczywiście nie był w stanie nic wskórać) doprowadziły do sytuacji, że naprawdę nie obchodzi mnie, co kto o mnie mówi. Gdybym miała się tym zamartwiać przysięgam, że zawału serca dostawałabym raz w tygodniu. Z tego jestem chyba dumna najbardziej, choć jest jeszcze matura, którą zdałam, studia, które jakoś się wiodą – więc może te wyzwania, które przed sobą stawiam, nie idą na marne?


Choć moja ‘historia’ nie jest jakaś spektakularna wiem, że w ciągu tych pięciu lat osiągnęłam wiele. Przezwyciężyłam wiele przeszkód, wygrałam z wieloma wyzwaniami. Nie chodzi o to, by chwalić się niestworzonymi rzeczami, nie chodzi o to by usilnie pokazywać, że jest się od kogoś lepszym… bo po co mi to? Każdy ma swoje życie, i powinien prowadzić je w taki sposób, by samemu być z niego zadowolonym, a nie by  zadowalać nim kogoś innego. 

[Ciągle wiatr w oczy. Po dwóch tygodniach zastanawiania się czy powinnam obciąć włosy czy nie, po każdym kolejnym dniu, w którym budziłam się z coraz to większą szopą na głowie, w końcu dzisiaj zdecydowałam się pójść do swojego fryzjera, który mnie nie skrzywdzi. Ucieszona, że pozbędę się tego chłamu z głowy (planowałam sporej długości się pozbyć) zachodzę do salonu, otwieram drzwi, przestępuję próg, kiedy... współpracownica mówi mi, że mojego pana akurat dzisiaj nie ma. Obróciłam się na pięcie powtarzając: serio? serio? serio? Jadę jutro. ]

6.9.15

Tytuł zbędny dziś

Czuję jesień w sercu. Nic to trudnego, gdy wyjrzy się za okno. Tydzień temu popylałam w bluzce na ramiączkach czując, jak nawet w cieniu topi się moje ciało, teraz popijam herbatę za herbatą i nie opuszcza mnie wrażenie, że „coś jest nie tak”.




W sumie dużo rzeczy jest nie tak. Nadal nie ma mojego przyszłego planu zajęć. Wiem, wiem, jestem wielce naiwnym człowiekiem. Zdaję sobie sprawę, że moja szacowna inaczej uczelnia ten plan opublikuje pewnie dzień przed rozpoczęciem zajęć, i jako, że idę już na trzeci rok, nie powinno mnie to zbytnio dziwić a tu proszę bardzo. Kuzynka moja, co rozpoczyna od października UP’owską udrękę spytała mi się w połowie lipca kiedy plan. Zaśmiałam się tylko, odpowiadając, że „co Ty wiesz o życiu.” Mam nadzieję, że zrozumiała. Liczę (równie naiwnie) na jakiś  dzień wolny i jednocześnie błagam, by nie mieć zajęć na ósmą rano. Anonimowa pewnie mnie zrozumie, wszak uczelnia nasza w czterech literach ma niestety to, co my sobie tam w głowach układamy.

Poza tym jestem wysoce wstrząśnięta i jednocześnie zniesmaczona. Wstrząśnięta tym, że ktoś śmiał pomyśleć, iż jestem starsza, niż mi pisze w dokumentach. Ktoś spytał mi się o wiek. Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy znajoma mamy wypaliła „Luu, bo ty to masz 23 lata, nie?” Uwierzcie – gdyby wzrok mógł zabijać! „Czy ja wyglądam aż tak staro?!” przemknęło mi przez myśl. Przyzwyczaiłam się bowiem do myśli, że nawet przy kupnie bezalkoholowego piwa pytają mi się o dowód, jestem na etapie, gdy 18-19 lat to tak w sam raz, a tu ktoś mnie postarza o dwa lata! „Oooo, nieeee, dwadzieścia jeden dopiero, za pięć miesięcy dwadzieścia dwa!” odrzekłam więc trochę jakby w samoobronie i ulotniłam się. Olę postarzyć. No naprawdę serca trza nie mieć.

Zniesmaczonam przez sąsiadkę. Tata i dziadek siedzą przed domem, rozmawiają o nowym samochodowym zakupie, opijają również. A że dom przy domu, a że sąsiadka dociekliwa to wszyscy wiedzieli… Ale żeby aż tak? Godziny wieczorne, cisza jak makiem zasiał, słychać jakieś dzieci bawiące się u sąsiadki w pokoju… a tu w pewnej chwili, słychać również jak owa sąsiadka, stojąca w oknie, do swoich wnucząt rzecze „ciiszej!”. Podsłuchuje cwana bestia. Gdyby jeszcze było co. Widocznie ludzie mają takie nudne życia, że aż się biorą za podsłuchiwanie innych. Babcia skomentowała, iż „ona [ta sąsiadka] wszystko o wszystkich wie, no i nie może z obiegu wyjść”. Mam nadzieję, że nóżka to jej się kiedyś podwinie. Albo słuch trochę pogorszy ;-)


A dzisiaj jest niedziela, nudny, deszczowy dzień. Miałam iść pojeździć samochodem po polnych dróżkach, ale ojciec rodziny, który to miał mi towarzyszyć, z powodu wczorajszego wesela jest niedysponowany. Skończę więc pewnie z książką w łóżku, albo po prostu będę leżeć i gapić się w sufit. Idealna końcówka wakacji. 

Autumn, I hate you so, so, so much. 

(Odkryłam dwa nowe seriale. W sumie nie nowe. O jednym z nich chyba kiedyś tu napiszę, mianowicie o Broadchurch, wczoraj zaczęłam oglądać Selfie, i powiem Wam, że na jesienne wieczory w sam raz. Polecam!)


Organek - Głupi ja 
The Dumplings - Technicolor Yawn