17.3.15

O dystansie do samej siebie, do własnych nieporadności, do własnych porażek i o tym, że śmiech to jednak zdrowie

„To taka Ty!”, „To takie Twoje” – słyszę, kiedy opowiadam kolejną fascynującą historię swojego życia. Tą, w której chodzę po całym domu wkurzona, że ktoś mi podpierdzielił spinkę do włosów, a później okazuje się, że mam ją we włosach. Tą, w której prawie ginę od zamykającego się szlabanu pod uczelnią, bo przecież myślami jestem zupełnie gdzie indziej. Tą, w której prawie zabijam się na schodach, najzwyczajniej w świecie się na nich ślizgając. Tą, której był świadkiem – idąc, zahaczam nogą o chodnik, lecąc przed siebie jak długa. Tą, w której włażę na pasy na czerwonym, bo przecież zawsze mi się gdzieś śpieszy. Chociażby do domu, by w końcu napić się herbaty.  Tą, w której rzucam piłkę do góry, w międzyczasie powinnam klasnąć w dłonie i ją złapać, koniec końców jednak piłka ląduje albo na mojej mordce, albo się od niej odbija i muszę ganiać za nią jak porąbana przez pół sali. Tą, w której źle odczytuję budzik i wydaje mi się, że mam dużo czasu, a okazuje się, że nie mam go w ogóle. Tą, w której kłócę się z kimś, kto ma rację, ale nie chce mu tego przyznać.

 „To taka Ty” słyszę więc, i uśmiecham się radośnie. Od lat uczę się dystansu do samej siebie. Tego, że jak najbardziej powinnam się śmiać z tego, że plączą mi się nogi, że się o nie potykam, że na wuefie rzeczywiście zachowuję się jak ta sierotka, że jestem nieporadna ruchowo i pewnych rzeczy zrobić nie jestem w stanie (za to leżeć na macie i kwiczeć ze śmiechu – jak najbardziej), że jestem chuda i nie mogę przytyć, co doprowadza koleżanki do szewskiej pasji (niejednokrotnie odpowiadałam na zaczepki czy „nie mogę być jeszcze chudsza” tym, że przynajmniej nie muszę stosować żadnych diet – podziałało), że jestem odludkiem, i na szczęście ludzi w dużych ilościach nie potrzebuję, że wiele osób mnie nie lubi, że mnie (pewnie) obgadują… Bo mnie to po prostu nie obchodzi. Jestem jaka jestem. Trochę ześwirowana, trochę nieobecna, trochę żyjąca z boku, jak to niedawno stwierdziliśmy.



Najlepszym wyjściem z każdej sytuacji jest bowiem poczucie humoru. Dystans do własnej osoby. Umiejętność śmiania się ze swoich nieporadności, ze swoich błędów, ze swoich porażek.  Wisienką na torcie tej mojej codziennej walki o to, by jednak tej krzywdy sobie nie zrobić są słowa, od których zaczyna się notka. Bo może nie jestem idealna, może nie otacza mnie milion ludzi, ci jednak, którzy koło mnie są – akceptują mnie taką, jaką jestem i to dla mnie liczy się najbardziej. A to, że ja swoim jestestwem sprawię komuś przyjemność, to, że robiąc z siebie idotkę wywołam na czyjejś twarzy uśmiech… dla takich chwil i dla takich osób warto żyć ;)

Dlatego też, gdy Ktoś nie może się mnie doczekać odpowiadam, że cholera, na twoim miejscu też bym się siebie nie mogła doczekać. Co ja poradzę, że jestem taka fajna?

Nic nie poradzę.

Ale Wam radzę – zacznijcie się z siebie śmiać, a humor od razu będzie lepszy ;)


swoją drogą, znowu byłam na koncercie, znowu się wyskakałam, znowu się wykrzyczałam, i znowu dobiłam się do zdjęcia.. lubię to...

78 comments:

  1. Jak sobie pomyślę, że x lat temu brałam wszystko na poważnie, to mi się chce śmiać. Teraz słucham ludzi, na których mi zależy i vice versa, bo słuchanie to też pewnego rodzaju dystans do siebie :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ano dokładnie :) Tak czy siak lepiej na tym wychodzimy :)

      Delete
  2. Długo trwało nim nabrałam do siebie dystansu, i muszę przyznać,że jak już go nabrałam to żyje mi się dużo lepiej, spokojniej i jakoś tak pełniej :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dobrze powiedziane :) Nauka nie poszła w las :D

      Delete
  3. Najtrudniejsze jest zaakceptować własnego siebie. Ale to powoli chyba przychodzi z czasem a innym jak coś nie pasuje to nie ich problem skoro innych nie potrafią zaakceptować. Czasem to po prostu zazdrość.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Może i najtrudniejsze, ale później daje najwięcej radości, jeżeli uda się nam to osiągnąć :) a zazdrość... to już zupełnie inna sprawa...

      Delete
    2. Dokładnie tak. Ale po prostu nie mogą czegoś mieć, osiągnąć dlatego to robią.

      Delete
    3. Nie: nie mogą. Nie chcą. Nie chce im się czegoś zrobić, więc nie biorą tyłka w troki tylko się użalają.. i zazdroszczą właśnie...

      Delete
    4. Tak. Ale po prostu żeby coś osiągnąć trzeba po prostu włożyć w coś trochę wysiłku. Ale łatwiej jest kogoś obgadywać niż zapracować na coś.

      Delete
    5. Miło, że myślimy podobnie ;)

      Delete
    6. Bo mądre kobitki jesteśmy po prostu :)

      Delete
    7. Oj tak, jakżeby inaczej ;)

      Delete
    8. Nie śmiałam nawet w to wątpić :)

      Delete
  4. A ja Ci, widzisz, powiem, że takie to roztrzepanie, bycie sierotką, "taką Ty" jest właśnie idealne. Bo to Twoje, to cała Ty, Twoja osobowość. Taki prawdziwy człowiek po prostu, ze swoimi potknięciami, "żenującymi" (z pozoru!) sytuacjami. Bo każdy z nas ma takie przypały, może się wydawać, że niektórym ludziom to się w ogóle nie przytrafia, ale czasem to pozory jedynie, a czasem ci ludzie się tak pilnują, że nie jestem pewna, czy są z tym kontrolowaniem siebie do końca szczęśliwi. Więc gratuluję dystansu i akceptacji tej Sierotki, bo jest naprawdę przefajna! :)
    P.S Już wiem, dlaczego potrzebowałaś słowa "szlaban" wczoraj XD

    ReplyDelete
    Replies
    1. sierotką XDDD na litość, dał mi nowy przydomek, gasz! oj ja właśnie znam takich ludzi, co tak grają idealnych że aż mi się niedobrze robi na ich widok. Smutne to, bo ja w każdym staram się doszukiwać dobrego, ale jak ktoś kłamie, udając kogoś kim nie jest, to mnie się to nie podoba. a dziękuję, dziękuję i polecam się, w swój sierotkowy sposób, na przyszłość! :)
      och Ty moja Sówko, cóż ja bym bez Ciebie zrobiła? <3 jak mi się to przydarzyło i chciałam opowiedzieć o tym, też nie mogłam znaleźć słówka, podstępny szlaban!

      Delete
  5. Wiesz, że coś w tym jest. Trzeba mieć dystans do siebie. Ja uczyłam się go ponad osiemnaście lat, teraz mam więcej niż te osiemnaście lat i potrafię śmiać się z samej siebie ;) Co nie oznacza, że nie bywam na siebie wściekła, że mogłabym zrobić 'coś' lepiej.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja też się na siebie denerwuję.Ale później żal mi czasu na te nerwy, wolę przekłuć je w działanie. :)

      Delete
    2. To prawda, lepiej zmienić coś w swoim życiu niż denerwować się. :)

      Delete
  6. Naprawdę Cię podziwiam. Ja tego dystansu do siebie, śmiania się z własnych wpadek jeszcze się uczę :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja to bym się chyba zamartwiła na śmierć, gdybym nie śmiała się z tych swoich wpadek :) za dużo ich :) dzisiaj stwierdziłam, że powinnam dostać kupony rabatowe na egzaminy w mordzie... albo kartę stałego klienta, bo toć mi opornie idzie ;)

      Delete
  7. Cholernie Cię podziwiam za taką niezależność! Bo to jest prawdziwa niezależność :)
    Dystans do siebie jest potrzebny, i trochę zdrowej autoironii :) W sumie też mi ich nie brak, ale, kurcze, momentami o tym zapominam i zaczynam panikować, co ktoś sobie o mnie pomyśli. A po co? Po jaką cholerę?
    Masz rację, jesteś super fajna! Jak tylko przeczytałam pierwszy wpis na tym blogu od razu Cię polubiłam ;)
    I dzięki za ten wpis, tego mi trzeba było ^^

    ReplyDelete
    Replies
    1. Polecam, taki typ niezależności, jak pewnie i każdy inny, którego jeszcze nie doświadczyłam, jest dobry :)
      Hah, też to miałam, ale teraz stwierdziłam, że mną się tak nikt nie przejmuje jak ja innymi, więc jak raz czy dwa zrobię z siebie idiotkę... nie ja pierwsza i nie ja ostania :D
      Ojej, dzięki wielkie !:) I cieszę się że jakoś, choćby pokrętnie, mogę pomóc :D

      Delete
  8. ja zawsze się z siebie śmieję,staram się mieć dystans do siebie, różnie mi z tym wychodzi. nawet jak zaczynałam kurs prawo jazdy i wtedy jak na złość nic mi nie wychodziło to sobie pod nosem mówiłam: nie nauczę się i się śmiałam, to Pan, który mnie uczył musiał sobie pomyśleć, że mam nierówno pod kopułą, bo później śmialiśmy się oboje i chwalił mnie, że wychodzi mi coraz lepiej :D a teraz... to ja uwielbiam jeździć samochodem i cieszę się, że wszystkiego w tamtych chwilach nie brałam do siebie :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. mi koleżanka wczoraj powiedziała, że powinnam dostać zniżki w mordzie, po czym solennie zaczęła mnie przepraszać za "żart nie na miejscu", cóż, ja tylko go ulepszyłam, rzeczywiście powinnam taką zniżkę dostać, albo kartę stałego klienta - kursanta :D oj, bo większości rzeczy nie powinniśmy do siebie brać, w większości są one rzucane po to, żeby nam dopiec...

      Delete
    2. Ty to udana jesteś w pozytywnym tego słowa znaczeniu :) tak to prawda :) choć powiem Ci, że takie słowa jednak bolą od osób które się kocha najbardziej, resztę można nie brać do siebie, zlekceważyć ale od osób kochanych ciężko... nieraz można kogoś cholernie urazić.

      Delete
    3. Dzięki, dzięki, dzięki! :D a to już swoją drogą... taka oczywista oczywistość... że boli... bo to znaczy że wciąż nam zalezy :)

      Delete
    4. no zależy nie powiem, że nie :)

      Delete
  9. Ja nawet własną chorobę obśmiewam. Nie zawsze i wszędzie, ale dystans to absolutna podstawa. Inne dziwactwa też, jednak jest pewna różnica: do mnie ludzie nigdy nie mieli równie ciepłego stosunku. Choćbym nie wiem, jak się starała. Przez to jest mi trudniej utrzymać taką postawę, ale cóż... grunt to dobre chęci :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Smutno mi, że nie natrafiłaś na takich ludzi, ale może i to jeszcze przed Tobą - przecież nie można ciągle wpadać na jakiś wariatów, tego Ci więc życzę ;) A ten dystans, o którym mówię, to przepis na to, żeby nie zwariować... zbyt szybko :)

      Delete
    2. Też się dziwię, bo w sieci jakoś jestem lubiana, a naprawdę nie zmieniam osobowości na zawołanie :P Może na magisterce w październiku kogoś spotkam? Dla mnie to także sposób, by się nie załamać:))

      Delete
    3. No przecież ja to wiem :P Będę trzymać kciuki! Tym bardziej jest potrzebny :D

      Delete
    4. Jest niezbędny do życia, jak powietrze :D

      Delete
    5. A jednak są ludzie, którzy tej umiejętności nie posiadają :D nie umiem z nimi rozmawiać, bo non stop się boję, że ich urażę :P

      Delete
    6. Wszystkich czworo rehabilitantów miało deficyt tej cechy. Teraz już wiesz, dlaczego tak ich kocham :P

      Delete
    7. Oj ja mam takie koleżanki, co nawet zażartować nie można, bo jest obraza majestatu :P wobec czego siedzę z nosem w telefonie, bo skoro mam kogoś urazić to wolę się nie odzywać :P

      Delete
    8. Większość ma moim roku taka była, paniusie strzelające fochy :P

      Delete
  10. Replies
    1. Pfff nie jestem taka mimozowata jak Bella :P toć to jestem po stokroć fajnejsza :D

      Delete
    2. Nie wątpię :P Chociaż ja akurat Bellę też lubiłam :)

      Delete
    3. A u Ciebie jak tam z dystansem do własnej osoby?:)

      Delete
    4. Podobnie jak u Ciebie ;) Jak mi coś nie wyjdzie, jak się przewrócę na przykład na środki sali pełnej ludzi to się przecież nie rozpłaczę :P Pozostaje się z siebie śmiać. :)

      Delete
    5. Czyli Tobą powoduje raczej poczucie wstydu, niż to, że bywasz czasem niezdarna ;D

      Delete
    6. Mam talent do przewracania różnych rzeczy i potykania się o gwóźdź wystający nie wiadomo skąd, ale ja na tą swoją niezdarność raczej nie zwracam już uwagi xD

      Delete
    7. Trzeba się z samym sboą nauczyć żyć ^^

      Delete
  11. ej Ty też nie możesz przytyć?;D

    ReplyDelete
    Replies
    1. w rzeczy samej! i mnie to wkurza niesamowicie!

      Delete
    2. a wiesz, że mnie też? i to spojrzenie pełne zazdrości np. mojej siostry.. ale ja serio chętnie bym przygarnęła kilka kilo ....

      Delete
    3. no dokładnie! jakby to co najmniej moja wina była, że jem, słodycze, wszystko, i nic nie tyję. a chciałabym, chociaż te marne pięć kilo...

      Delete
    4. oj jak ja Ciebie rozumiem Lusia ;)

      Delete
    5. a te muszą komentować, że nie jem, że to, że tamto, że taka chudzina... a jak ja bym im zaczeła mówić, że takie grube to co, im wolno a mi nie?

      Delete
  12. Ktoś Ci podpierdzielił spinkę... To tak jak mi telefon, po który się wracałam do już zamkniętego domu, wszystkim się śpieszyło, ale przecież no muszę mieć telefon, prawda? No i miałam... Trzymałam w ręku ;D. A zorientowałam się jak już wróciłam do domu oczywiście :D. Albo robiąc dziwne figury i uniki idąc z kimś ulicą, próbując uniknąć wpadnięcia w kłęby dymu papierosowego i ten śmiech, i pytania, co Ty robisz! O.o I te kłótnie właśnie są najlepsze... Kiedy nie chce się przyznać, że ktoś ma rację.
    To wszystko co opisałaś tworzy taką wyjątkową indywidualność Lusię i bardzo dobrze :)). A najważniejsze, że Tobie jest z tym dobrze :).
    I właśnie poczucie humoru, ten dystans są zbawienne, bo w innej sytuacji moglibyśmy się zamęczyć przemyśleniami na temat naszych wtop, tego co powiedzieliśmy, a co ktoś sobie pomyśli, ten dystans i umiejętność żartowania z tego wszystkiego jest najlepszym rozwiązaniem :).

    ReplyDelete
    Replies
    1. A to ja tez kiedyś szukałam telefonu, znów latałam po domu, a miałam go cały czas w ręce XD gasz, ja nie potrafię się z ludźmi wyminąć na ulicy, wczoraj laska w lewo - ja w lewo, laska w prawo, ja w prawo, w końcu stanęłyśmy, zaczęłyśmy się śmiać i każda się rozeszła XD
      Chociaż tyle, że nigdy się sobą nie znudzę XD
      Oooo dokładnie ;p szkoda na to nerwów :)

      Delete
  13. to o tym czekaniu mnie rozbawiło :D ale masz rację, trzeba mieć dystans do siebie. ja wciąż tego sięuczę, ale wydaje mi się, że jestem na dobrej drodze.

    ReplyDelete
    Replies
    1. oj bez tego dystansu to chybabym zwariowała, albo wyszła z siebie i stanęła obok :D

      Delete
    2. no mi się jeszcze zdarza takie coś, niestety :D

      Delete
    3. człowiek całe życie się uczy :)

      Delete
    4. ależ oczywiście, że tak :D

      Delete
    5. także liczę, że i tą umiejętność opanujesz doskonale :)

      Delete
  14. ja też dosć często słyszę, że "to takie moje" :D no i dobrze. bądźmy "takie swoje" :D
    dystans forever ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. dokładnie! :D najlepszy przyjaciel życia ^^

      Delete
  15. Kiedyś na obozie koleżanka szukała grzebienia, szukała, klęła, szukała dalej dobrych kilkanaście minut, po czym odwróciła się do mniej tyłem i okazało się, że ma go w kieszeni :) Ona też była taka udana, do najszczuplejszych nie należała, a miała większe powodzenie u chłopaków niż niektóre o wiele ładniejsze od niej dziewczyny. Bo właśnie była taka "swoja", naturalna, niespięta. I to jest właśnie w ludziach na masę fajne :) także dalej bądź sobą! :*

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bo mnie to wkurza, granie pod publiczkę, tym samym większy stres i łatwiej o potyczkę :P a tak, to całe życie moje jest takim zwariowaniem :D dzięki :*

      Delete
  16. ostatnio też usłyszałam 'wiesz co, ja to nawet jakbym się starała, to bym nie dała wpakować się w jakieś takie sytuacje, jesteś miszczem' ;) ale mnie, podobnie jak tobie, zupełnie to nie przeszkadza :D a dystans do siebie to podstawa :) gdzieś przeczytałam, że człowiek powinien umieć się śmiać z siebie, bo wtedy powodów do śmiechu nie zabraknie mu do końca życia :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. czyli to znaczy, że jeśli kiedyś umrę, to pewnie ze śmiechu :D od razu milsza perspektywa :D poza tym, fajnie jest być nami i to najważniejsze! :)

      Delete
  17. Czytając twój wpis cały czas się uśmiechałam, bo czułam się jakbym czytała o sobie. Przewracanie się, szukanie rzeczy, które mam w ręce, bycie kompletną nogą z wf-u...to cała ja. Najpiękniejszą taką sytuacją jest ta, gdy jestem zbyt pochłonięta myślami by patrzeć, gdzie idę i połową ciała wchodzę we framugę zamiast w drzwi.
    Na szczęście szybko nauczyłam się dystansu do siebie, bo długo bym nie przeżyła bez tego ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja ostatnio byłam tak pochłonięta zmianą piosenki w telefonie, że o mały włos nie przeżyłam czołowego spotkania... ze słupem.... aż odskoczyłam na bok... ups... :D
      oj dokładnie. taki nasz los :D

      Delete
  18. Wspaniały wpis! <3 Od zawsze sobie mówię, że najważniejszy jest dystans do siebie. Gdyby nie to, to zapewne zamordowałabym kilku kolegów, z którymi ciągle wymieniamy pociski na uczelni. :D
    A Twój wpis tylko utwierdza w przekonaniu, że jesteś na prawdę pozytywną osóbką Lusiu. :) No i te słowa na koniec - "no co ja poradzę, że jestem taka fajna?" :D Oj nawet nigdy nie myśl o tym, żeby próbować coś z tym zrobić! :P

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hah dzięki <3 Ja to cały czas jestem bliska zamordowania co poniektórych osób... przez to że nie mogę się z nimi pośmiać :D
      Plus ta wrodzona skromność, po prostu Lusiowa wedlowska mieszanka :D Nigdzie się nie wybieram! :P

      Delete
    2. Haha, ja nieraz też rzucam tą swoją "skromnością" odpyskowując niektórym, np. jak mi mówią, że jestem niska - odpowiadam żem idealna, a oni za wysocy. :D
      Całe szczęście! :)

      Delete
    3. Ja tak odpowiadam, jak mi mówią, że chude nogi mam :P odpowiadam, że cóż, piękne są i co ja na to poradzę XD

      Delete
    4. Hahaha! Chciałabym widzieć miny tych osób! :D No i to uczucie w tym momencie - bezcenne. :D

      Delete
    5. No bo ile razy mogą mi to powtarzać? Jakbym ja siebie w lustrze nie widziała. To tak jakbym ja im mówiła, że łomatko, jakżeś przytyła! A mina, zacnie bezcenna, natychmiastowa zmiana tematu :D

      Delete
  19. Dystans do siebie i świata to podstawa :)

    ReplyDelete