17.11.13

jesienio, idź sobie a fuj!


Jestem zawiedziona sama sobą. A właściwie, zawiodłam się dzisiaj. Dumam sobie nad sprawozdaniem, dzielnie latając łapskami po klawiaturze i jakoś (nie)składnie stawiając kolejne zdania pomyślałam sobie, że ciekawe, kiedy ostatnio na Zrozum pisałam. Przemknęło mi przez myśl, że z pewnością z tydzień temu. Pewna swoich przekonań wchodzę więc, patrzam na datę i nie dowierzam. Bo minęły dwa tygodnie...  Wiedz, że coś się dzieje!

Oprócz tego, że nienawidzę jesieni, to nie mam nic na swoje wytłumaczenie (no chyba, że pogodzicie się z tym, że jestem leniem patentowanym, który spędza przed komputerem godziny, a i tak nie ruszy notki). Jak nie masz na kogo zrzucić, zrzuć na jesień. I tak się nie obroni, żałosna jedna. No ale ja wiem, już gdzieś u kogoś mądrego czytałam, że nie trzeba zwalać wszystkiego na jesień; wszystko zależy od nas, od naszego stanu ducha, blebleblebleble. No to sorry, ze mną jest chyba coś nie tak, bo już sam fakt, że o piętnastej się robi ciemno, że jest zimno, ciemno, pada deszcz (najczęściej z pięć razy w tygodniu) i ogólnie jest szaro-buro, mnie tak przygnębia, że jeżeli okazuje się, że muszę wykrzesać z siebie jakieś magicznie znalezione siły, to jest niezmiernie trudno. Ja się nawet czasem, mimo wyspania (buahahahahahahaha) nie mogę z łóżka rano podnieść, bo mi się najzwyczajniej w świecie nie chce, kiedy widzę że znów pada. No bo ile można?! (Okej, to zabrzmiało tak, jakby naprawdę zawsze mi się chciało iść na wykłady, nawet na te mega nudne - otóż, nie.) 


No ale co zrobisz, nic nie zrobisz. Coraz chętniej odliczam więc dni do Bożego Narodzenia, nie mogąc doczekać się chyba nie tylko świąt, ale i dwutygodniowego wolnego, co jest piękną perspektywą. Studia, jak to studia, dzieje się dużo, mam wrażenie, że aż za dużo, latam od ksero do ksero, albo jem ile wlezie, choć efektów nadal nie widać. Za dwa tygodnie czeka mnie pierwszy egzamin z elementów historii sztuki , czego zupełnie sobie nie wyobrażam, bo ponoć trzeba mieć 60%, by zaliczyć, a najpierw - to już w ogóle odlot - trzeba odwiedzić muzeum, napisać sprawozdanie, Wawel, napisać sprawozdanie i jeszcze jakieś dwa durne artykuły streścić. To jest kpina w żywe oczy, naprawdę! (mogę się pochwalić?? mogę mogę mogę? dostałam piąteczkę z wykrzyknikiem z pracowni komputerowej! jako jedna z niewielu na grupę!) :D :D 

A dzisiaj, powodem, dla którego jeszcze nie śpię, jest happysad oczywiście. Ci, co mnie obczaili na facebooku z pewnością wiedzą, że byłam na koncercie i nie byłabym sobą, gdybym się tym tu nie podzieliła. Oczywiście bawiłam się fantastycznie (no bo jak inaczej? :) i już odliczam dni do kolejnego. Kubuś, z pewnością chcąc się nam, krakowianom, podlizać, powiedział, że jego żona rzadko jeździ na koncerty, ale tu przyjechała, zadedykował jej taką wodą być, popłakał się, stwierdził, że jesteśmy zajebiści, zapowiedział nową płytę, zagrał moją długą drogę w dół, czy nieprzygodę (którą nomen omen pierwszy raz na koncercie usłyszałam, podobnie jak 30raz), oraz ogólnie był tak przekochany, że nie raz i nie dwa miałam ochotę przebić się przez ten tłum i go sobie ot przytulić. Najlepszy mój tatuś, jak pyta się w samochodzie, jak było a ja tylko warczę, bo przecież gardełko scharatane :)

Tym miłym akcentem stwierdzam, iż wybiło kilka minut po drugiej i byłoby niezmiernie miło, gdybym w końcu szła spać, wszak tyle jest jutro do ogarnięcia, że znów - moim szelmowskim zwyczajem - schowałabym się w wygodnym łóżeczku i nie wychodziła z niego do samych świąt. 


48 comments:

  1. Też rano najchętniej bym nie wychodziła z domu, odczuwam jakieś zmęczenie materiału. Ale wyjść trzeba, bo życie przeminie szybciej niż zauważymy. Szkoda tego.

    ReplyDelete
  2. Ah, ta jesienna depresja.. Ale nie, nie zwalajmy winy na jesień. To nasza wina, wina tych leniwców w nas żyjących, a co! ;)

    ReplyDelete
  3. jesień ma w sobie coś pięknego i wyjątkowego, chociaż pogoda która wtedy panuje jest dołująca. ludzie też zamiast coś zrobić to nie robią nic zwalając, że jesień i depresja.

    ReplyDelete
  4. Ja mam kolokwia/zaliczenia, które zaliczają od 70-85%.
    Jesień jest okropna -.-

    ReplyDelete
    Replies
    1. nie rozumiem ludzi, którzy lubią jesień :D

      Delete
  5. 60% na zaliczenie? :o Nieźle.

    Gratuluję piąteczki!

    ReplyDelete
    Replies
    1. masakra, strach się bać :D
      dziękuję!

      Delete
  6. Jeeeej, widzę że nie tylko mnie dopadła jesienna "depresja". Trzeba się ogarnąć. :) I to już teraz!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ależ to, że trzeba, to ja świetnie wiem, tyle, że mi się nie chce!

      Delete
  7. Ale chodzi o to, że ja wiem, co mam i co muszę zrobić, tylko po prostu mi się nie chce, mam ogromnego lenia, nie mogę się do niczego zmotywowac, a jak już to zrobię, to robię to na siłę. Nienawidzę tej pory roku.

    a ja chodzę, przynajmniej się coś dzieje i się w domu nie obijam. ciekawie jest xd

    ReplyDelete
  8. No patrz, a ja jesień lubię - u mnie jest słoneczko :P - a mam takiego lenia, że hej! I nie mam na co zrzucić :(
    Więc może kopnijmy się w dupę nawzajem, zawsze to jakiś ruch do przodu :D Chociaż nawet nogi mi się dźwigać nie chce...

    ReplyDelete
    Replies
    1. No patrz, to masz szczęście z tym słoneczkiem :P *kopie w dupę* życzę powodzenia, ja tyle mam rzeczy jutro do zrobienia że na siłę szukam czegoś by tego nie robić xD

      Delete
    2. Sprzątaj, to zawsze działa :D

      Delete
    3. O nienienieneneieienieni!
      Będę robiła pierniki!

      Delete
    4. To nie jest głupie Ci powiem! Nie dość, że zajmiesz się czymś to jeszcze jak je zjesz, to przytyjesz! :D

      Delete
    5. Czuć święta, czuć święta, kooocham święta!

      Delete
    6. Coraz bliżej święta x2 :D I znowu Ci krawcowa powie, że masz większy tyłek :D

      Delete
    7. Dlaczego wszyscy się ze mnie i mojego upragnionego tycia śmieją :( :( Naprawdę o niczym innym nie marzę, wchodząc na wagę, która jest głupia chyba zepsuta, bo nieustannie pokazuje ten sam wynik :(

      Delete
    8. Och, Lu, przepraszam :( Po prostu większość pragnie dokładnie odwrotnego efektu ;D Ale rozumiem Cię, mój kolega także nie pragnie niczego innego, jak przytyć.

      Swoją drogą to jest niesprawiedliwe. Jeden jest za chudy - narzeka. Jeden jest za gruby - narzeka. Stworzyliby coś, co umożliwiłoby wymianę tłuszczu i każdy byłby szczęśliwy :D

      Delete
    9. Chory układ, naprawdę! Parę kilo. Trzy, cztery i naprawdę byłabym w siódmym niebie. A tu taki psikus, choć ostatnio na prawdę zaczęłam dużo jeść - w ciągu tygodnia dojadam, a jak przyjadę do domu na weekend to już tylko obiadki, zupki, pierdoły, czipsy wszyyystko wszystko i nic!

      Delete
    10. No, mój kolega też je maksymalne ilości jedzenia, tym bardziej, że to facet i nic. Można się wkurwić, wierzę.

      Delete
    11. Więc no.. Dupcia!
      A ludzie to tylko przychodzą i "o, jak fajnie, nie tyjesz, pozazdrościć!" czego tu zazdrościć ;D

      Delete
  9. Widzisz tylko ja rozumiem te zadania ale max na poziomie średnim... te były na poziomie ko(s)micznym... aż szkoda gadać :)

    ReplyDelete
  10. jesień, jesień, koszmarna zima, a później już wiosna, obrona, i wakacje. mam nadzieję, że dożyję. ehehe.
    nienawidzę jesieni, spoko, nie jesteś sama ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. niech już ta zima chociaż nadejdzie, bo mam wrażenie, że minie szybko, bo święta i w ogóle, ale ta jesień to tak mi się niemiłosiernie ciągnie; jak sobie przypomnę, że właściwie taka jesień to u nas do marca w tym roku była, zimy w ogóle, to niedobrze mi się robi :)

      Delete
  11. Co do jesieni mam podobne odczucia - żyć się nie chce, jak o 16 wracam do domu, a tu ciemno.. rano się budzisz, to samo. Tylko oby do wiosny :)

    ReplyDelete
  12. Przyjedź do mnie, do Hiszpanii, na jesień i ją pokochasz na nowo! Na razie skończył się deszcz i jest przecholernie zimno, ale... nie ma deszczu!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie kuś dziewczyno, nie kuś :D A deszcz, to prawda taka, że najmniej groźny jest, ale jak jest mgła, szaro buro, to szkoda gadać.

      Delete
  13. Kocham koncerty, rodziciel niestety ze mną łazi (dla niego), bo ma już dosyć, więc w samochodzie nawet nie rozmawiamy o wrażeniach :P Tym bardziej doceniam poświęcenie :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hah, może kiedyś w końcu poczuje do nich to, co Ty, no albo nie, ale najważniejsze, że z Tobą jeździ :) Mnie rodzice zawożą, bo daleko mieszkam, ale zawsze idą do kina wtedy. Raz Mama ze mną była, to ubawiona jak ja, normalnie przez dwa tygodnie o niczym innym nie gadałyśmy, a teraz nawet Tata już nic nie mówi, jak mu oznajmiam, że idę na koncert :D

      Delete
    2. To jest grupa jego pokolenia, ale nigdy nie był nimi zachwycony. Dostał kiedyś składankę na kasecie - średnio trafiony prezent - za to mnie porwało, Pięć lat miałam i już dziwną miętę poczułam :D

      Delete
    3. Ja pamiętam jak będąc małą, szalałam za Budką, tańcowałam po domu jak wariatka :D a rodzice byli dumni, że takiej fajnej muzyki slucham! :D

      Delete
    4. Jak my byłyśmy małe, mieli okres świetności. Takie złote czasy :D

      Delete
    5. Ano. Albo Golec uOrkiestra, to dopiero czady :D

      Delete
    6. Faktycznie byli na fali :) Nie pamiętam, kiedy ich ostatnio słyszałam....

      Delete
    7. Kiedyś w telewizji śniadaniowej grali, aż mi sie serducho mocniej zapikało, wspomnienia wspomnienia, a chłopaki nie tracą formy :D

      Delete
    8. Ja w telewizji śniadaniowej widziałam ostatnio byłego gitarzystę Budki, Wzruszenie? A gdzie tam... piana z ust :P

      Delete
    9. Każdy radzi sobie na swój sposób ;p

      Delete
  14. Czas szybko płynie ;P Te tygodnie tak szybko mijają, że aż nie mogę w to uwierzyć. Ja tam pogody za wiele nie oglądam, bo wychodzę do pracy - ciemno, wracam - ciemno. Światła dziennego nie oglądam ;]

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dopiero co się listopad zaczynał, a tu proszę, ostatni jego tydzień. Ach ach. Ja... w sumie większość czasu spędzam też na uczelni, wkurza mnie poniedziałek bo od 12.30 do 20. masakra.

      Delete
  15. O, a gdzie był ten koncert?

    ReplyDelete
  16. Oj, jesień nie jest taka zła. ;)
    Byłam na happy w listopadzie i tak liczyłam, że to trzeci w tym roku i w ogóle chyba z siódmy w ogóle i zastanawiałam się, czy to jest normalne, czy już pod jakąś obsesję podchodzi...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja byłam piaty albo szósty raz w ogóle. I drugi raz w tym roku. Uważam jednak, że takie wspaniałe obsesje można mieć - kocham ich miłością wielką, więc będę chodziła za każdym razem, gdy będę miała taką możliwość :3

      Delete
    2. Ja chyba też... Ale za każdym razem, kiedy stoję w tłumie pod sceną, zastanawiam się, co ja tu robię, przecież to wszystko już słyszałam... A tu wchodzą oni i zawsze pozytywnie zaskakują. ^^
      Mnie w tym roku jesień jakoś jeszcze nie zdążyła przytłoczyć, mam nadzieję, że tak już zostanie. :)

      Delete
    3. Hahahahaha, dokładnie! Przecież wszystkie piosenki znam, to, jak koncert ich wygląda, też wiem, ale jak wyjdą na scenę, to mnie nie ma - zachłystuję się nimi i trwam w tej nicości przez kilka godzin, dopóty dopóki nie powiedzą "do zobaczenia!" i wtedy zimny prysznic: ale że co?! że już?!

      Delete
    4. Czyli nie jestem w tym sama. ;) Taak, masz zdarte gardło, ledwo stoisz, ale i tak mogłabyś słuchać ich jeszcze całą noc... :D

      Delete
    5. Dokładnie! I do tej pory jak włączam filmiki w Internecie z tego koncertu, to łezka się niesamowicie kręci w oku.

      Delete
  17. ach te studia, sama mam podobne problemy :D cóż, niedługo ferie!
    trzymaj się :3

    ReplyDelete