31.8.13

Dzień bloga i inne dziadostwa

Zawsze marzyłam o tym, żeby napisać coś w Dniu Bloga. W zeszłym roku pomysłu nie przelałam do edytora, bo za bardzo nie wiedziałam co powiedzieć... A teraz, no cóż, zważając na to, że cierpię na totalny brak Weny, może być ciekawie... ;)

Wsiąknęłam w ten blogowy światek przeszło pięć lat temu i dopiero pisząc to zauważam upływ czasu - chyba jestem stara. Ale co to były za czasy! Słitaśne adresy blogów, kolorowe, jarzące i migoczące tła, na których nie było widać tekstu (a może to i dobrze?), mnóstwo konkursów i postrach każdego blogera bez znajomości: wymianki. To dopiero było, to licytowanie się, albo wkurzanie się, że za mało się dodało, czy ktoś był szybszy od nas i szybciej wciskał enter. Mimo wszystko wydaje mi się, że dobrze zrobiłam, zostając w tym do tej pory. 
Teraz, wzbogacona o większe doświadczenie, z uśmiechem na twarzy patrzę na to, co było: zawsze tak jest, że żeby do czegoś dojść, żeby coś osiągnąć, wpierw trzeba się nieźle sparzyć. Ot, takie prawo nauki czy coś. (Dobra no, pocieszam się, że jeszcze może coś ze mnie wyrośnie i że wcale nie jest za późno!). Poza tym, dzięki blogowi poznałam wiele wartościowych osób - wiele z nich zagrzało sobie stałe miejsce w moim serduszku, z innymi nasze drogi po prostu się rozeszły. Mimo wszystko zostaną wspomnienia tego, jak dobrze było, jak fajnie i jak przyjemnie. A tego nikt nam nie odbierze. 
Przede wszystkim, blog daje pewnego rodzaju wolność: słowa, czy myśli. Nie muszę się zastanawiać, czy pisząc jakiś tekst, ktoś się obrazi. Bo ten ktoś najzwyczajniej w świecie nie musi tego czytać! Właśnie, kolejna rzecz - nic tu nie jest wymuszone. Tak samo jak ja nie zmuszam nikogo do czytania moich wypocin, tak samo nikt nie może narzucić mi swojej woli. Jesteśmy... niezależni? A gdy jeszcze lubimy pisać, chcemy podszkolić własny warsztat... Nie ma nic lepszego! Także, życzę wam, drodzy blogerzy, żeby kolejny rok był tak dobry, jak ten. By Wen was nigdy nie opuszczał, żebyście poznali wspaniałych ludzi, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście i po prostu cieszyli się każdym dniem ;)


Skoro ten post jest już i tak z tyłka wyjęty, to wspomnę o pewnej dręczącej mnie rzeczy: mianowicie, ja nigdy na filmach nie płaczę. Nigdy. Okej, czasem się łezka w oku zakręciła, ale to by było na tyle. No i pewnego wolnego wieczoru odpaliłam sobie film, który miał być komedią. Oczywiście miał, a nie był, bo... No właśnie.  Bo był totalnie smutną i załamującą komedią, przy której o tak wyglądałam: 
kwejk.pl
w związku z czym to o tym, że ja nie płaczę, mogło zostać po prostu wyśmiane. Bo ja nie płakałam, tylko beczałam rzewnymi łzami, myśląc sobie:  o boże! że co? że jak? tak się nie robi! I tylko momentami, przywodząc sobie przed oczy mój aktualny wygląd, dodawałam: rany, niechże nikt tu nie wejdzie i mnie nie zobaczy. Siorbiąc przez nos, pochłaniając chusteczki jak czipsy, nie mogąc nawet czegoś się napić, bo tak mi się ręka telepała, doszłam do wniosku, że nie jest jednak ze mną tak źle. Mam uczucia! Do tej pory jednak widząc obrazki z tego filmu, oczy same zachodzą łzami. No cóż, Lu ma uczucia: cieszmy się i radujmy! Tym miłym akcentem kończę na dziś... W następnej notce wspomnę o moim przyszłym mieszkaniu, więc: do następnego!

Ładnie tu, co nie? Podziękowania dla Panny Kariny, która wytrwale spełniała moje zachcianki, i która później - wyłącznie z mojej winy - znów pomagała mi grzebać w html. Dzięki kochana! :* (Pozdrowienia dla BKWA!)



20.8.13

Day 13&14

Pozwoliłam sobie pominąć podpunkt 12. Your favourite singer/s gdyż iż i tak wszyscy wiedzą, jaki jest mój ulubiony artysta, więc nie ma co się powtarzać ;) Dzisiaj punkt 13. Your favourite song lyrics i 14. A picture of something you wish you were better at ;). 

13. Your favourite song lyrics

Toż dopiero był ciężki orzech do zgryzienia, bo ja wszystkie piosenki ubóstwiam... Ale!


Tak często Cię widzę
Choć tak rzadko spotykam
Smaku Twego nie znam
Choć tak często Cię mam na końcu języka

Jeśli u mnie zasypiasz
To tylko w kącie mojej głowy
Jeśli ubrana
To tylko do połowy

A kiedy już Cię prawie znam
I łapie Cię za rękę by imię Twoje zgadnąć
Potykam się na sznurowadle

Bo Ty tak pięknie pachniesz
Kiedy przechodzisz pod oknem
Śmiejesz się w głos
Nie obchodzi Cię to
Czy ustoję czy upadnę (x3)

O udupienie totalne
Niewiasty nosisz imię
Ile Cię trzeba dotknąć razy żeby się człowiek poparzył?
Ale tak żeby już więcej ani razu
Żeby już więcej za nic
Żeby już więcej nie miał odwagi
No ile razy?!

O udupienie totalne
Niewiasty nosisz imię
Ile Cię trzeba dotknąć razy żeby się człowiek poparzył?
No ale tak żeby już więcej ani razu
Żeby już więcej za nic
Żeby już więcej nie miał odwagi
No ile razy?! Razy, razy, razy, razy, razy...

Za każdym razem, gdy ją słucham mam łzy w oczach i ciary na plecach ;)

14. A picture of something you wish you were better at


Prawda jest taka, że według samej siebie nigdy nie będę doskonałą pisarką. Boże, przecież ja nigdy nie będę doskonała, także no. Chciałabym być coraz to lepsza, z każdym napisanym rozdziałem, z każdym słowem przelanym do Worda (po prostu szacun, że jeszcze wytrzymuje moje wypociny), żebym się rozwijała, poznawała coraz to nowe formy no i  w końcu, żeby spełniło się kiedyś moje marzenie odnośnie wydania książki. (Marzenie ściętej głowy). Tak czy siak, marzyć uwielbiam i wierzę, że kiedyś wyjdzie owa książka spod mojego pióra (albo palców?) i obiecuję, że to Wy dowiecie się o tym pierwsi. Pomijając, że nikt nie będzie chciał wydać nooo ale! :)

Z racji, że ta notka już i tak jest pomieszana do kwadratu, albo i nawet sześcianu, zaspamuję. Każdego, kto posiada konto na fejsbuczku, i kto lubi happysad i kto nie zna poniższej stronki i kto jeszcze jej nie polajkował - zapraszam! Zależy nam, by stronka się rozrosła, w końcu - no helloł, happysad! 



No i jeszcze jedno zdziwko - Lu machnęła sobie grzyweczkę! Oczywiście, w związku z tym całe popołudnie przeglądam się w lustrze... Rozumiecie! ;) Powoli tworzę tag pod tytułem 50 rzeczy o mnie, lecz idzie mi to dosyć opornie. I myślę nad zmianą nicka, bo mnie ten denerwuje... Myślicie, że Luśka byłoby w porządku? Właściwie to stworzyłam go z Luthien, tylko Luśka brzmi weselej... Co wy na to? 

13.8.13

pooowróciłam!


Tak dużo do opowiedzania, a tak mało weny na to, żeby to opisać. Dziwne, prawda? Przeceż ja nigdy nie miałam problemów ze swoją piśmienniczą gadatliwością, notki dodawałam niemal nieustannie, bredząc czasami od rzeczy, a gdy przychodzi co do czego, gdy chcę coś wartościowego powiedzieć (też wybuchnęliście teraz śmiechem??) to po prostu języka w gębie brakuje. Naprawdę. 
Prawda jest taka, że spędziłam aktywne, bardzo aktywne dwa tygodnia i teraz, siedząc w domu, dostaję przysłowiowego pypcia. Typowe - jak miałam coś robić, to tak bardzo mi się nie chciało, tak bardzo prosiłam w duchu, żeby nie wyszło, a jak się okazuje, że mam ten wolny czas i mogę robić, co mi się żywnie podoba, to również źle, bo nudno. Ugh!  Ale, podsumowując: w ciągu czternastu dni zwiedziłiśmy: Kraków, Oświęcim, Gniezno, Poznań, basen, jezioro, łażenie po mieście... I można by powiedzieć, że minęło szybko. A gdy już niby zbierałam się do domu, wylądowałam - nad morzem! Miałam wracać do domu, a jednak plany się zmieniły. Trzeba przyznać, że szczęście dopisało, bo toż to w sobotę upał był nieprzeciętny, woda w morzu nawet znośna... I się Lu opaliła! Nie tak bardzo, jak jęczałam w notce poprzedniej, bo opalenizna lekko zblakła (nie czerwona, a brązowiutka), nawet facjatka się lekko przyrumieniła.
I w tym momencie mój słowotok dobiega końca, gdyż nie wiem, co mam dalej psać. Nikogo pewnie nie obchodzą setki wspaniałych i mniej wspaniałych zdjęć, czy to, że wkurzona jestem, że widujemy się tylko raz do roku. To naprawdę frustrujące! W dodatku ani mi się pisać nie chce (chociaż tyle, że mam kilka rozdziałów w zapasie...), Recepta leży odłogiem, miałam nowy pomysł, ale nawet mi się myśleć nie chce, książek mam nowych dużo, ale tego też mi się nie chce robić, więc siedzę przed komputerem, oglądam bezsensowne powtórki, czy po prostu wsłuchuję się w to, i rozpływam się i chcę więcej. Nie wiem, co znaczy to zachowanie, ale muszę przyznać, że sama siebie zadziwiłam: napisałam posta na grupie mojego przyszłego kierunku na uniwersytecie, żebyśmy się spotkali jakoś, we wrześniu. JA?! (też tak sobie myślałam, właściwie - myślę do tej pory) Aspołecznik taki, że aż głowa mała? Stroniąca od ludzi pod każdą możliwą postacią? TEŻ NIE WIERZĘ. A wiecie, że mi się nawet paznokci nie chce pomalować, chociaż nowe cudeńko z Essence mam? Szkoda gadać... Niemniej - wróciłam i jestem do waszej wszechmocnej dyspozycji! ;)

4.8.13

ogłoszene parafialne

Odzywam się, coby nie było, że zaginęłam w niewyjaśnionych okolicznościach ;) Jestem, mam się całkiem bardzo dobrze, oprócz zbytnio opalonych pleców, goszczę Koleżankę, o której mowa w tym poście, dlatego też jestem tu nieobecna. Czasem zajrzę, poczytam, ale odpowiem i napiszę coś z prawdziwego zdarzenia pod koniec przyszłego tygodnia. Pozdrowienia! (Ech, i jak ja mam usnąć? Jak wszyyystko czerwone! Ja wiem, że mówiłam, że się chcę opalić, ale nie tak szybko, nie tak bardzo, i nie w ogóle!)