klik.
Jest czasem moment, w którym wspomnienia wracają ze zdwojoną
siłą. Niezależnie od tego, czy tego chcemy czy nie, pojawiają się ni stąd ni z
owąd, tocząc z nami niezwykle niesprawiedliwą batalię - wiadomo, że jesteśmy na
przegranej pozycji. Może nie powinnam tego pisać, może, bo przecież jeszcze rok
temu tak skrzętnie tego pilnowałam, żeby nikt nie powołany się nie dowiedział.
A teraz jest mi obojętne, po prostu…
Wiesz, że minęło półtora roku, odkąd Cię poznałam? Pamiętam,
poprosili nas, żebyśmy dali swoje numery gadu, żebyśmy się zapoznali, w końcu
mieliśmy współpracować, tworzyć zgrany zespół. Napisałeś raz, drugi, później
trzeci, ale to już moja kolej. Fajnie się nam gadało, czasem oboje
załamywaliśmy ręce nad wszystkim, by po
chwili śmiać się w niebogłosy z mojej, czy Twojej głupoty. Pamiętam, jak
obnosiłeś się, że Go masz. Mówiłam Ci, że jesteś najszczęśliwszym facetem na
świecie i, że pewnie niejedna kobieta jest wkurzona, że wolisz Jego. To nic, że
przez moment i ja tak myślałam. Wolałam zrezygnować z własnej fantazji, by cię
mieć. Po prostu.
Dlatego zaskoczyło mnie, jak pewnego dnia napisałeś, że
chcesz się pożegnać. W mojej głowie zapaliła się jakaś awaryjna lampka, ale
pozwoliłam Ci mówić. A ja właśnie się rozpłakałam. Siedzę, piszę i płaczę. Powiedziałeś,
że masz dosyć. Że wszystko jest zbyt trudne, zbyt ciężkie, zbyt nie do
ogarnięcia. Wiesz, że wtedy, podobnie jak teraz, płakałam? A co miałam zrobić?
Klęłam, krzyczałam, błagałam. Nie rób tego. Powiedziałeś, że będziesz pamiętać.
Że będziesz nade mną czuwać. I poszedłeś.
Tyle pytań, a odpowiedzi zero. Tyle rozwiązań i możliwości,
a zero szans. Chciałabym cofnąć czas. Powrócić do okresu sprzed dwóch tygodni.
Próbować przekonać Go, że kolejna próba nie ma sensu. Że ma dla kogo żyć. Wiem, że raczej by to nie
pomogło. Ale miałabym czyste sumienie. Że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy. A
teraz wiem, że po części zawaliłam.
A ja starałam się usnąć. Bo napisałeś wieczorem, późnym.
Ciekawe, czy pomyślałeś, że nie będę mogła usnąć z nerwów. Bo i tak się stało.
Leżałam, gapiłam się w ciemny sufit i czekałam. Modliłam się, „proszę, niech on
tego nie robi. Niech go ktoś znajdzie w odpowiednim momencie, niech tak się
stanie…” Może usnęłam. Nad ranem? Ekstra. Na drugi dzień byłam nie do życia.
Czekałam na moment, w którym zamknę się w pokoju i będę mogła płakać. Wiesz, że
nawet rozważałam włamanie się na twoją skrzynkę pocztową, by zdobyć Twój numer
telefonu?
Znów sobie coś zrobił. Znów nie mam z nim kontaktu i znów
wierzę, że z tego wyjdzie... Dlaczego życie jest takie trudne? Dlaczego los
odbiera nam wszystko?
Gdy się odezwałeś, miałam skrajne emocje. Z jednej strony
sama Cię chciałam zabić, za to co mi zrobiłeś. Z drugiej strony miałam ochotę
rzucić się na szyję, i powiedzieć cieszę się, że jesteś. Obiecałeś, że już
więcej tego nie zrobisz. Niedowierzałeś, że się bałam. Niska samoocena była
Twoją wadą. Myślałeś, że jestem taka jak inni, którzy szydzili z Ciebie ze
względu na Twój homoseksualizm. Ale mnie to nie obchodziło, naprawdę.
A później wszystko tak szybko się potoczyło. Splot
nieszczęśliwych wydarzeń, przeklęta jesień, depresyjna cholera. Przychodzi,
odchodzi… A wszystko co dzieje się podczas niej, zapada w pamięć. Dni splątane
w niepewności. W strachu, czy znów będziesz chciał ze sobą skończyć. Żałosne
próby okaleczenia siebie, mój płacz. Moje nieprzespane noce, myśli, czy jesteś,
czy żyjesz. Chęć podróży, by znaleźć się przy Tobie. By móc rozwiać wątpliwości
na temat twojego istnienia. Wiesz, że momentami miałam wrażenie, że to bajka?
Że ktoś robi sobie ze mnie jaja, że ktoś mnie wkręca. Bo przecież margines
nieszczęścia, bynajmniej w Waszym przypadku, został przekroczony. I to jak…
Teraz nie mam wątpliwości. Nigdy tego nie zapomnę. Jakaś
wielka część mnie zginęła wtedy, kiedy ty ginąłeś między palcami. Kiedy
ulotność chwili rzeczywiście była ulotna. Kiedy chwila, kiedy minuta ciągnęła
się w nieskończoność, a brak wiadomości od Ciebie czy od Niego był równoznaczny
z tym, że coś jest nie tak.
A teraz cisza. Od pół roku żadnej wiadomości, czy zdawkowego
„cześć, cześć”. Do tej pory skrzętnie omijałam ten temat. Byłam z siebie dumna,
że mi się udało. Że odgoniłam od siebie przeszłość, że pozwoliłam jej zniknąć.
Ale nie potrafię pogodzić się z tym, że już się mną
interesujecie. Że kiedy wszystko może się dobrze ułożyło – bo nie mam pewności,
czy żyjesz, czy może odszedłeś w nicość, bo miałeś dość – przestałam się
liczyć. Naprawdę, nie chcę wiele. Po prostu wiadomości „jest dobrze”. Czy to
tak wiele? Tymczasem ja, głupota, usunęłam wszelkie numery, z wami się
kojarzące. A tak chciałabym się z Wami
skontaktować…
Nie, wszystko jest ze mną w porządku. Przynajmniej
połowicznie, bo od dwóch dni słucham tych piosenek co wtedy i płaczę, kiedy
nikt nie patrzy. Jesień nie jest moją ulubioną porą roku i ze względu na
zeszłoroczne wydarzenia, nigdy nie będzie. Historia opisana jest w stu
procentach realna, chociaż ja momentami chciałam, by to nie działo się
naprawdę. Pisząc to, w większości czasu płakałam, wspominając wszystko to, co
nieuchronnie minęło. I co prawdopodobnie nigdy nie wróci. Dobra. Nie jest ze
mną dobrze. Chcę usnąć. Nie obudzić się? Czemu nie. Mam dość.
Pogrubiony tekst, to fragmenty notek z tamtego okresu, które
publikowałam na poprzednim blogu. Wtedy nie chciałam się tym dzielić, a teraz…
„Tak się boję, o siebie, że zostanę sam, o swój psychiczny
stan…”
Nie da się w żaden sposób odnowić kontaktu, na przykład przez wspólnych znajomych? Może jeszcze nie wszystko stracone?
ReplyDelete:*
Nie da się. Nikt oprócz mnie nie miał nowych numerów, bo byli nagabywani przez.... nie, nie przez ludzi, przez... bestie. A ja... no coż, z własnej głupoty ich straciłam.
DeletePoszukaj we wszelkich dostępnych źródłach, nie trać nadziei.
DeletePoszukałam. Nic nie mam.
DeleteW takim razie pozostaje mi powiedzieć, że jestem z Tobą. Banalne, prawda? Czasem trudno doda cokolwiek więcej...
DeleteCzasem nie ma po prostu czego powiedzieć, tylko załamać ręce... Dziękuję, za dobre słowa i za pomoc... Mam nadzieję, że jakoś... się ułoży, choć momentami głęboko w to wątpię...
DeleteŻałuję, że to pomoc tylko duchowa, bo kiedy przeczytałam ten wpis, miałam ochotę Cię przytulić. Załamywał rąk nie wolno, nigdy
DeleteDla mnie to i tak wiele, naprawdę. Potrzebowałam dobrych słów, które mnie uspokoją - chociażby na chwilę, bo niespokojna jestem caly czas i czuję, jakby mi sie wszystko spod kontroli wymykało. Wiem, że nie wolno... Ale czasem nie ma sił, by je podnieść...
DeleteBlog to taki wentyl bezpieczeństwa. Gdzie wyrzucisz z siebie emocje, jeśli nie tutaj? Grupa wsparcia zawsze działa :)
DeleteGdzieś tam w głowie marzyłam, żeby przypadkiem natknęli się na tą notkę i się do mnie odezwali. Ja głupia.
DeleteWiedzą w ogóle, że blogujesz?
DeleteWiedzieli, jak blogowałam na Onecie - czytali dzielnie moje opowiadanie, doradzali czasem czy coś. Sam jeden prowadził bloga, ale odkąd tutaj założyłam bloga, już z nimi nie rozmawiałam..
DeleteA zawsze pisałaś pod tym samym nickiem? Jeśli tak. jakaś szansa istnieje...
DeleteTamto, co czytali, tak... Ale nie, nie, na pewno tak się nie stanie ja... chyba za dużo bym chciała.
DeleteTo pragnienie jest czymś zupełnie naturalnym w zaistniałej sytuacji.
DeleteHeh... Nawet przymknęłabym oko na to, że mieliby mi za złe, że o tym napisałam... Żeby tylko z nimi pogadać...
DeleteAle z drugiej strony to mogłoby spłoszyć ich jeszcze bardziej... opowiedzenie tej historii publicznie. Sama już nie wiem, mam mętlik w głowie.
DeleteSama już nic nie wiem.. To wszystko mnie przerosło.
DeleteI tak się dobrze trzymasz :*
DeleteZ zewnątrz, bo wewnątrz jest masakra.
DeleteA masz z kim o tym pogadać w realu? Myślę, że ulżyłoby Ci bardziej niż przy zwierzeniach tutaj.
DeleteW realu? Koleżankę, która mieszka na drugim końcu Polski, tą, która u mnie byla w wakacje. I jeszcze jedną, której powiedziałam, ale która raczej się z tego śmieje, więc... Ciężko jest.
DeleteJak ja Cię dobrze rozumiem w kwestii przyjaciół, którzy są daleko... ech.
DeleteJedyny sposób to wypłakanie się przez kamerkę internetową, no chyba, że wytrzymam do wakacji.. Ciężko to w sobie kłębić.
DeleteDlatego mam nadzieję, że dzięki blogowi jest Ci chociaż odrobinę lżej.
DeleteZawsze coś. Ech, jakoś mi tak nijako. Jak mi się mama pyta, coś ty taka wnerwiona, to oczywiście 'zdaaaje ci sie', ale ile można kłamać w oczy?
DeleteWiem, że to może być denerwujące, ale takie pytania zazwyczaj wynikają z troski. Bliscy wiedzą, że coś Cię dręczy i na pewno chcieliby pomóc.
DeleteTylko że nie wyobrażam sobie, by podejść do mamy i powiedzieć, 'mój przyjaciel gej chciał się zabić..'
DeleteA nie możesz po prostu powiedzieć, że przyjaciel? Wtedy pewnie poszłoby łatwiej.
Deletenie wiem, nic nie wiem...
DeletePrzemyśl to. Każdy sposób jest dobry, żeby poczuć się lżej.
DeleteNiby tak, ale nie chcę jej tego mówić. Lepiej żeby niektóre sprawy zostały nietknięte przez innych.
DeleteTo zrozumiałe, chciałam tylko coś doradzić.
DeleteCholerna niepewność.
ReplyDeleteAlbo bezradność i cholerna tęsknota.
DeleteAlbo.
DeleteI pomyśleć, że pomogłoby parę słów z ich strony. Tylko tyle. Ludzie czasem są bardzo egoistyczni.
Albo chcą mnie chronić. Bo może coś się stało. Moja wyobraźnia płata mi figle.
DeleteWybrali za Ciebie. Odcięli Cię od informacji... Może nawet chcieli dobrze.
DeleteDo tego jest jesień. Jesienią wszystko jest trudniejsze. Ale jakoś będzie. Poprawi się. Może nie jutro, ale wkrótce. Pozostaje Ci przez to przejść. "Jeszcze będzie pięknie, jeszcze będzie normalnie"
Z jednej strony, jakby się pojawili, to bym ich podusiła, że mi to zrobili, ale z drugiej rzuciłabym się, za to, że wrócili. Marzenie.
DeleteTakich tematów nie da się odpychać od siebie w nieskończoność, niestety prędzej czy później wracają... i znów bolą...
ReplyDeleteMam wrażenie, że wraca ze zdwojoną siłą i boli bardziej, niż wcześniej....
DeleteTyle razy słyszałam, że czas leczy rany... Szkoda tylko, że czując się tak jak teraz bezwiednie dopowiadam do tego "ale chyba nie wszystkie..." Może po prostu boli mniej, gdy zaakceptuje się daną sytuację - że była i nic już tego nie zmieni. Tylko ja, głupia, nie potrafię.
DeleteNie potrafię zrozumieć "ludzi", którzy w jednej chwili niszczą komuś innemu życie, a w niedzielę grzecznie idą do kościółka. W dziwnego wierzą Boga, jeśli sądzą, że takie coś jest w porządku...
Na pewno nie leczy wszystkie, a wydaje mi się, że tylko te, które gdzieś są na widoku. Bo te, tam wgłąb nas niby się chowają, ale w momencie krytycznym wychodzą na 'świat', żeby nam pokazać - 'nie, nie skończyliśmy jeszcze pieprzonej batalii, musisz się nam poddać', nawet jeśli my tego nie chcemy. Ale ja też nie potrafię tego zaakceptować! Przyznać przed sobą, że już będzie tak zawsze..? Za trudne...
DeleteJeżeli w ogóle w niego wierzą, bo mogą chodzić tylko na pokazówkę, żeby się sąsiadom przylizać. Naprawdę tego nie ogarniam, jak można tak zniszczyć człowieka, tylko przez to, że kocha kogoś tej samej płci. Wiem, że nie okazywali sobie publicznie uczuć, a to, że chodzili koło siebie (nawet za rękę się bali złapać!!) to chyba nie jest nic złego.... No i podstawowa kwestia - to na pewno nie są ludzie, a bestie...
Trafiłaś w samo sedno... Trudno mi akceptować samą myśl o tym, że pewne sprawy będą do mnie cały czas wracać jak bumerang - bo jeśli tak, to wracać powinny również pozytywy! Tylko gdzie one się kryją, że wraca głównie smutek? Nie dobijają się na wierzch...
DeleteAlbo pokazówka, albo religijny fanatyzm - w końcu "to grzech". I mówią tak ci, którzy później potrafią zamienić czyjeś życie w piekło. Człowieka można chcieć zniszczyć nawet z tak błahego powodu, że w ogóle istnieje... A co dopiero wtedy, gdy kocha kogoś, kogo "nie powinien". Jeśli mogę zapytać... Skoro byli tacy ostrożni, to jak inni się o tym dowiedzieli? I ile mieli lat? Chociaż to drugie pewnie znaczenia nie ma, z okrutnych dzieci nieraz wyrastają równie głupi dorośli...
Jeśli ktoś dzień w dzień spotyka się z taką nienawiścią to w pewnym momencie może nie wytrzymać.
No właśnie, to jest niesprawiedliwe; dlaczego pozytyw nie wróci, żebym się chociaż mentalnie na chwilę uspokoiła i wyciszyła, tylko wraca to, o czym chciałabym najprędzej zapomnieć? Toż to chyba z lekka nie sprawiedliwe...
DeleteTaaaa, mówią, że grzech, a sami lepiej nie postępują, niszcząc człowieka, który im nie zawinił. Ciekawe, czy jeżeli oni pokochaliby kogoś, kogo nie mogą, też by chcieli być tak traktowanym? To mnie ciekawi... To byli ludzie z licealnej klasy jednego z nich. Pozwolisz, że posłużę się wymyślonymi inicjałami, będzie mi lepiej. K., jest starszy od M., o rok. K., będąc jeszcze w liceum, chodził z M., i stąd ludzie się dowiedzieli. K. szedł na drugi rok studiów a M dopiero je zaczynał. Ludzie są podli..
Chciałabym, żeby też wracał, ale życie to... cóż, życie.
DeleteTrudno zrozumieć coś, czego samemu się nie przeżyło... Pewnie, można sobie wyobrażać, ale to jest fantazja, do cudzej głowy nie wejdziesz. Tamtym ludziom na myśl by nie przyszło, że to mogliby być oni... Dla nich liczyło się to, że nie są, za to "na celowniku" pojawił się ktoś inny...
Wydaje mi się, że im się po prostu nudziło, a że cierpienie innych sprawiało przyjemnosć... szkoda gadać.
DeleteEhhh... sama padłam ofiarą takich "znudzonych" osóbek. Jest tyle ciekawszych zajęć od nękania innych... Szkoda, że niektórzy tak na to nie patrzą.
DeleteLudzie niektóre, nawet te tragiczne rzeczy powinni zostawić dla siebie, żebyśmy my nie mieli wyrzutów sumienia i mogli w nocy spać.
ReplyDeleteJesteś pewna, że nie da się odnowić kontaktu? Czy może tego tak naprawdę, w głębi siebie nie chcesz?
Może widzieli we mnie zaufaną osobę? Nie wiem... Mam totalny mętlik.
DeleteNie mam ich numerów, wszystko co mnie z nimi łączyło, skasowałam, niestety.
Myślę, że tak. Osoby o dobrym sercu są łatwym celem. Gdybym ja nie była "zaufaną osobą" to może nie myślałabym, że mam kilka osób na sumieniu.
DeleteNie wiem jak mogłabyś ich odnaleźć. Naprawdę nie mam pojęcia.
Żebym chociaż wiedziała że to, co zrobiłam przyniosło ze sobą coś dobrego - a tak, niepewność mną rządzi, bo przecież mogło coś się stać, a ja nie pomogłam. I to jest najgorsze, obwinianie się, że przecież mogłam coś zrobić...
DeleteWiesz, w sumie karcę się za takie myślenie, ale chciałabym.. Żeby się coś stało, bo jak coś się stanie, to się odezwą... Chyba...
Są rzeczy o których lepiej byłoby nie myśleć, a nie myśleć się nie da. Nawet obwinianie się... z nim nie można zbyt wile zrobić.
DeleteA nie masz jakichkolwiek kontaktów w archiwach na przykład?
W ogóle się nic nie da zrobić, bo to dzieje się wszystko gdzieś niedaleko mnie, a ja mogę się tylko przyglądać.
Deletenie rozumiem jak można być tak bezlitosnym, tak krzywdzić człowieka, żeby doprowadzić go do skrajnego wyczerpania psychicznego i prób samobójczych...
ReplyDeletea Ty próbowałaś się z nimi kontaktować?
też tego nie rozumiem. w ogóle nie pojęte jest dla mnie to, jak można kogoś wyklinać tylko przez to, że jest homoseksualistą. Nie, usunęłam wszystkie rzeczy mnie z nimi łączące. niestety.
DeletePrzeczytałam słowo w słowo Twoją notkę. I do tekstu samego w sobie się nie odniosę, bo... zbyt wiele tutaj emocji, Ciebie. Chyba nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, by coś pokrzepiającego napisać. Ale co mnie uderzyło. Jego psychiczne wykończenie. Brak akceptacji. Coś, czego nigdy w życiu nie pojmę. Sama znam osobiście jednego homoseksualistę. I w rozmowie z koleżanką na jego temat usłyszałam wiele okropnych słów. Nie rozumiem, jak można być tak nietolerancyjnym, tak zamkniętym na drugiego człowieka, takim hipokrytą, by wyzywać kogoś od najgorszych, wyrażać swoje zdanie w sposób niepojęty, obrażający innych, wręcz rażący. I to osoby, które deklarują jawnie swoją wiarę, katolicyzm, czyli miłosć do bliźniego. To mnie boli, wiesz? Brak tolerancji w dzisiejszym świecie...
ReplyDeleteWiesz, chyba... Tu się chyba nie da napisać czegoś pokrzepiającego. Sytuacja była tragiczna - po prostu dzień w dzień coś się działo, i nawet ja, rzekomo pieprzona optymistka, po kilku dniach straciłam tą wiarę. Bo to wszystko przekroczyło jakąś granicę, niepojętą dla mnie, po prostu nie wiedziałam, że można aż tak... zniszczyć, tak, zniszczyć człowieka. Bo to, co ci 'ludzie' (choć ja nie nazwałabym ich ludźmi) wyprawili, przekroczyło... wszystko przekroczyło. W pewnej chwili doszło do tego, że... Mówił, że nie istnieje. Z płaczem w oczach pytał się Faceta i mnie, 'a ja może nie istnieję?' I naprawdę, naprawdę, jak jeszcze niektóre rzeczy jestem w stanie pojąć, tak za cholerę nie pojmę jak można wmówić człowiekowi, że istnieje?! Musiałam udowadniać, że go słyszę. Facet mu mówił, że go widzi. To, tak się zachowuje człowiek? On był jego wrakiem. Skutecznie doprowadzonym do samego dna. Mnie.. to rozwala, wiesz? Nie wiem, po prostu nie wiem jak można... dobrze, niech sobie ludzie wierzą, w co chcą. Tylko niech pamiętają że każdy człowiek ma prawo do szczęśliwego życia i miłości a jeśli dla niego to wspaniałe życie miało przebiec w Jego towarzystwie, to kogo to interes? Do teraz nie wierzę w to wszystko, co się działo...
DeleteNie dziwię się, że w to wszystko nie wierzysz. Bo w to się nie da uwierzyć. Nie da się uwierzyć w to, że ludzie dla siebie nawzajem są bestiami; zwierzętami, które kierują się pierwotnymi instynktami, nie zważając na emocje innych. Widząc coś "innego", nie potrafią tego zrozumieć, zaakceptować. Nawet tolerować. Wtrącają się w nie swoje sprawy; a jeżeli ktoś ma inne zdanie, poglądy, w najlepszym przypadku dochodzi do obrażania. Ja też nie pojmuję tego, jak można drugiej osobie zniszczyć życie. Doprowadzić, by targnęła się na to, co ma najcenniejszego. To niepojęte. Niezrozumiałe...
DeleteLudzie są okropnymi kreaturami, z którymi nigdy nie dojdę do ładu. Naprawdę. Żeby Oni się chociaż jeszcze z tym obnosili, to bym zrozumiała, bo może faktycznie nie każdy chce patrzeć na dwóch całujących się facetów. Ale u licha, czy trzymanie się za ręce (choć oni i na to sobie nie mogli pozwolić) jest jakieś złe i niedobre?! Przecież nikt im nie kazał na nich patrzeć, nikt nie kazał im z nimi rozmawiać... Więc w czym problem? Nie wiem.... A oni go zniszczyli.. Potraktowali jak śmiecia, jak zużyte coś, co jest nikomu niepotrzebne. Zniszczyli go..
DeleteMyślę, że do takich wspomnień raz na jakiś czas powinno się wrócić. Im dłużej człowiek coś w sobie dusi, tym mocniej pewnego dnia go to uderzy...
ReplyDeleteAle musi minąć odpowiednia długość czasu, żebym była w stanie podejść do tego z jakąś... chcę powiedzieć, że nie jestem teraz w stanie patrząc na to jako na doświadczenie. Chciałabym to odsunąć, ten moment...
DeleteMasz rację, musi minąć trochę czasu. Czasem trzeba nabrać dystansu, żeby się nie udusić...
DeleteMam nadzieję, że kiedyś mi sie uda, bo teraz mi sie to wydaje... Nierealne.
DeleteJak wszystko z początku. Ale później przestaniesz postrzegać to w ten sposób.
DeleteNa to liczę.
DeleteWierzę w to.
DeleteNadzieja matką głupich jest, ponoć.
DeleteAle umiera ostatnia.
DeleteTeoretycznie.
DeleteJeśliby bardzo chcieli się z tobą skontaktować to chyba by dali radę... Może lepiej, że z nimi nie rozmawiasz. Powinnaś być spokojniejsza nie martwiąc się dzień w dzień, czy czegoś sobie nie zrobi.
ReplyDeleteMoże... wszystko MOŻE. A jednak chciałabym wiedzieć, co u nich.
DeleteŚwiat nie jest czarno-biały, tylko szary :-) nie ma nic pewnego, pewna jest tylko śmierć i podatki, jak to mówią ;-)
DeleteTeraz widzę go tylko w dwóch kolorach.
DeleteJa widzę wszystko kolorowo na przekór życiu :>
DeleteTylko pozazdrościć :D
DeleteNie sądziłam, że można czytając coś. Coś napisanego przez obcego człowieka odczuwać tyle emocji. Nawet przez moment mi przez myśl nie przeszło, że ta historia nie jest realna. Nie wiem co napisać..
ReplyDeleteA ja nie wiem, co mam powiedzieć... Chyba dziękuję, za wsparcie i w ogóle. Czasem czułam się jak w ukrytej kamerze, patrzyłam do góry i mówiłam 'dobra, koniec tego, to wszystko nie jest naprawdę, hm?' ale zawodziłam się na każdym kroku...
DeleteCzasami chciałoby się, aby życie okazało się jakimś filmie i, aby przyszedł reżyser i wypowiedział: koniec zdjęć. Znam to. Kiedyś miałam takie uczucie.
DeleteA tu reżyser się ze mnie śmieje i mówi 'a cierp, masz za swoje'.
DeleteCieszysz się, że się skończyło?
DeleteAleż skąd. Już bym wolała cierpieć, ale mieć ich przy sobiel...
DeleteNiektórzy ludzi faktycznie są tego warci..
DeleteA żebyś wiedziała... A Oni na pewno..
DeleteNie wiem, co mam Ci powiedzieć. "To smutne" brzmi tak banalnie, ale chyba rzeczywiście tak jest... nie powinnaś się obwiniać.
ReplyDeleteAle to jest arcytrudne, nie obwiniać się...
DeleteMoże spójrz na to tak bardziej.. logicznie, mniej emocjonalnie?
DeleteTeraz? Nie potrafię..
DeleteMoże kiedyś..?
DeleteChciałabym..
DeleteA nuż pewnego pięknego dnia, wpadniecie na siebie tak, ot po prostu . I to będzie najpiękniejsze. Wierz w to, a może wyprosisz wiarą i nadzieją.
ReplyDeleteŻycie czasami jest dla nas dobre.. nawet bardzo dobre.
Wpadniemy? Nie znamy się w realu, nie wiedzą gdzie mieszkam... A numery pokasowałam.
DeleteWpadniemy nie musi być dosłowne. Może traficie na siebie tak jak trafiliście za pierwszym razem. Może. może. Może... Dużo gdybania.
DeleteChciałabym. No.. gdybanie, gdybanie... Już mi sie nie dobrze robi.
DeletePrzytulam i wierzę w to, że się uda. Wierze za Ciebie i za mnie. Podwójna ma wiara.
DeleteDziękuję... Mam nadzieję, że trochę ta Twoja wiara wniesie światła..
DeleteNic nie obiecuje..
DeleteAleż wiem... Sama nie mogę sobie niczego postanowić, obiecać, wszystko jest nieuchronne i przemijające...
DeletePierwszy raz chyba nie wiem co napisać... To przykre, że kiedy było mu źle zwalił na Ciebie całe swoje problemy, a teraz gdy się martwisz on milczy...
ReplyDeleteZostałam wykorzystana... Chyba, choć usilnie staram się wierzyć, że nie odzywają się dla mojego dobra..
DeleteTak, też mi przeszło to przez myśl, że zostałaś wykorzystana... więc może to i dobrze, że się nie odzywają.
DeleteZ jednej strony tak, ale z drugiej chciałabym wiedzieć, co tam u nich. To chyba nie tak wiele.
DeleteTo minimum co od nich oczekujesz.
DeleteMogą się nie odzywać dalej. Niech tylko mnie zapewnią, że jest dobrze.
DeleteNie masz do niż żadnego kontaktu?
Deletenie. bo usunęłam kiedyś w przypływie emocji numer.
DeleteA jakiś mail? Konto na jakimś portalu społecznościowym?
DeleteMail miałam. Ale nie pamiętam jaką miał końcówkę.
DeleteA znajomi znajomych?
DeleteByłam tylko ja i Oni. Kitowa sytuacja.
DeleteSkoro nic się nie da zrobić, to odpuść.
DeleteŻebym to ja potrafiła, to by tej notki nie było.
DeleteAle teraz może będzie lepiej :D
DeleteFajnie by było :D
DeleteBędzie :D
DeleteTo jest w zyciu złe - że dajesz wszystko, angażujesz się za mocno, a druga osoba tak jakby tego nie docenia. Powinni się odezwac, mimo wszystko, nieważne, czy jest dobrze, czy źle.
ReplyDeleteWiem jedno - ty swoje 'zadanie' wykonałaś świetnie. ;)
Nie wiem, czy je świetnie wykonałam, niczego nie wiem w tym momencie. Może wszystko poszło na marne?
DeleteJa kiedyś też angażowałam się bardzo. I chyba za bardzo, bo druga osoba tego zupełnie nie doceniła. Myślę, że w słowach, że faceci lubią zdobywać, jest duuużo prawdy. im mniej zależy Tobie, tym bardziej zależy jemu.
ReplyDeleteNawet jeżeli wolą facetów, to zdobywają dziewczyny, jakaś taka ich zmechecona natura. Ale i tak ich kocham. Ech, i co mi z tego?
Deleteniepewność to zawsze jakaś nadzieja. bolesna, ale jednak.
ReplyDeletemyślisz, że może się 'znajdą'?
Deletesama nie wiem, chyba żywiłabym nadzieję, że skoro któregoś dnia po prostu nie napisali to znaczy, że już jest u nich wszystko dobrze.
Deletealbo wręcz odwrotnie - że stało się coś, czym nie chcą mnie martwić.
Deletetak też można to interpretować, ale nadzieja ma to do siebie, że przewiduje lepsze rozwiązanie :).
Deleteale nie zawsze takie ma miejsce i tu pies pogrzebany ;)
DeleteNie powinnaś się o nic obwiniać...
ReplyDeleteGłupoty plotę, pewnie ja sama bym nie posłuchała. Bo to trudne. I jakie smutne :(
Heh, to samo miałam powiedzieć... Ja wiem, że się nie powinnam obwiniać, ale nie mogę tego nie robić.
DeleteTo osoba, którą poznałaś przez Internet, dobrze zrozumiałam?
ReplyDeleteCiężko w takiej sytuacji cokolwiek zrobić...
Tak...
DeleteI to jak... Pozostaje czekać i wierzyć na cud.
Czekać, aż ten ktoś się odezwie...to okropne czekanie. Masz świadomość, że możesz się nie doczekać?
DeleteJestem tego świadoma, a właściwie pewna i to najgorsze...
DeleteBędziesz musiała się jakoś z tym pogodzić...
DeleteKiedyś... na razie poję się naiwnością...
DeleteCzymś trzeba ;*
Deletechyba nigdy nie zrozumiem tego, dlaczego świat niektórym tak życie utrudnia
ReplyDeletebyl Ci bliski, prawda? więc staraj się utrzymać wspomnienie tego Twojego, bliskiego
Obaj byli mi bliscy, aż chyba za bardzo..
DeleteNie ma czegoś takiego jak "za bardzo blisko". Nie żałuj...
DeleteChciałabym... Ale może lepiej by było, gdybym ich nie poznała...
DeleteWiesz, zabierałam się do tego komentarza chyba już trzy razy, ale zwyczajnie nie mogę, bo wróciły złe wspomnienia.
ReplyDeleteI trochę zbyt mi smutno o nich pisać.
Ale... wiem co czujesz.
Przeżyłaś... coś podobnego? Może... podam Ci mój adres e-mail to pogadamy...
Deletedobrze wiem, jak to jest podejrzewać, że ktoś bliski coś sobie zrobi i nie móc kompletnie nic... :(. przechodziłam coś takiego, i po części do tej pory przechodzę.
ReplyDeletepozostaje mieć nadzieję, że z czasem będzie bolało coraz mniej i wracało coraz rzadziej.
Na to liczę... ale minął rok, a ja przeżywam to gorzej, niż za pierwszym razem, taka niemoc... nie... to jest niedorzeczne...
Deletemoże jak to przejdziesz, zacznie Ci być łatwiej.
DeleteW sumie na to liczę... Ilez w końcu można rozpamiętywać jedno i to samo.. Obawiam się jednak, że zawsze, co roku, w TYM dniu, to wszystko będzie nieuchronnie wracac.
Deletemoże przynajmniej uda się to ograniczyć tylko do tego dnia.
DeleteKurcze... Nie wiem co napisać. Bo odżyły moje wspomnienia. I... i... Nie mam pojęcia...
ReplyDeleteTeż... przeżyłaś coś podobnego?
DeletePodobnego. Ale powiedzmy, że ja byłam osobą po drugiej stronie...
DeleteTy... próbowałaś?
DeleteW innym rozdziale mojego życia, który na szczęście mam już za sobą.
DeleteChciałabyś o tym opowiedzieć? Ja chętnie wysłucham ;)
DeleteMogłabym o tym porozmawiać, ale raczej prywatnie, a nie w komentarzach :)
Deletetinuvele@gmail.com napisz jak będziesz miała ochotę ;)
Deleteto, jak się czułaś, czekając na wiadomość od niego - znam to uczucie niestety. u mnie wszystko skończyło się dobrze, może i w tym przypadku tak jest, a on nie odzywa się, bo czasem lepiej zapomnieć o niektórych sprawach i ludziach z nimi związanych...
ReplyDeleteMogliby chociaż powiedzieć wprost, że nie chcą utrzymywać kontaktu a nie ot tak mnie sobie... rzucać...
Deleteno, mogliby. ale to są faceci, oni tak lubią - znikać bez słowa wyjaśnienia. niestety.
ReplyDeletenawet jeśli chodzi o przyjaźń, smutne..
Deletesmutne... ale nic nie jesteś w stanie na to poradzić, jeśli ktoś nie chce utrzymywać z tobą kontaktu, to go do tego nie zmusisz...
DeleteBolesne. Trzymaj się jakoś :*
ReplyDeleteI to jak bolesne... Postaram się..
DeleteKurczę, notka mnie kompletnie zdusiła, zupełnie nie wiem co napisać. Co prawda mam ciężkie, smutne wspomnienia ale nigdy nie przeżyłam czegoś takiego jak próba samobójcza przyjaciela. Trzymaj się, tylko na tyle mnie stać w tej sytuacji :*
ReplyDeleteŻeby jedna próba... A było ich kilka, i ta cholerna niepewność, że kurde, tym razem mogło mu się udać.... Ale to było jednocześnie takie... żałosne, takie... po prostu zwycięstwo bezsilności....
DeleteNie możesz też przez całe życie winić siebie, że nie byłaś w stanie nic zrobić. Domyślam się, że dałaś z siebie wszystko, zaoferowałaś mu całą siebie i w końcu oboje podjęliście taką, a nie inną decyzję, której konsekwencje odczuwacie do dzisiaj.
ReplyDeleteTrzymaj się! Ludzie przychodzą, odchodzą, ale może tak miało być? Może nie chciał, żebyś więcej przez niego cierpiała? Wiem, nie przewidział tylko tego, że tobie naprawdę na nim zależało.
Chodzi właśnie o to, że nie podjęliśmy tej decyzji razem, tylko zostałam postawiona przed faktem dokonanym, z czym jakoś niełatwo jest się pogodzić. Gdybyśmy jeszcze rzeczywiście sami to ustalili - TAK, BĘDZIE DLA CIEBIE LEPIEJ to bym zrozumiała. Ale bez słowa?
DeleteWiem, staram się... Ale to jest trudne, mimo wszystko. Może nie rozumiał, nie wiem, choć wydaje mi się, że okazywałam mu to moje przywiązanie na wszelakie możliwe sposoby i jednocześnie, jeżeli już myślałam o jakimś końcu tego wszystkiego, to myślałam, że w zgodzie się pożegnamy.