Rok. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Dużo godzin, jeszcze
więcej minut. Niezliczona ilość dla humanistki, która ma problemy z
obliczeniem, kiedy kończą się jej dane zajęcia. Jednak to był rok… który
zmienił wiele, tak sądzę. Nie chcę się rozckliwiać, wystawiać wirtualnego pomnika, jak to powiedziała
mi Sówka, gdy podzieliłam się z nią tym, że tworzę tą notkę. Mogłabym odpuścić,
mogłabym, nie wiem jednak czy to
poczucie obowiązku, sumienie, czy ot taka… chęć podzielenia się tym wszystkim,
co nadal gdzieś we mnie siedzi.
Bo tak naprawdę czas nie leczy, ani tym bardziej nie goi
ran. Może delikatnie je zabliźnia, przestają boleć, jednak nadal je czuć, bo
one nadal istnieją.
Przy okazji pisania tego przypomniała mi się anegdotka
opowiedziana przez siostrę (paczcie, do czegoś się przydaje). Ksiądz
opowiedział historię o tym, że – jeszcze jako kleryk – stracił przyjaciela,
dobrego kolegę. Któregoś wieczoru wracał do domu tą samą trasą, którą jeszcze
kiedyś pokonywał właśnie z nim. Wtedy właśnie kolega objawił mu się mówiąc, by
ten zaprzestał swych modlitw, bo tam
naprawdę nic nie ma.
Wiesz, Kordianie, że właśnie wtedy o Tobie pomyślałam? Czyżby Święto Zmarłych tak na mnie wpłynęło – nie wiem – ale po prostu stanąłeś mi przed oczami. To zdjęcie, gdzie uśmiechasz się od ucha do ucha. To, na którym śpisz, i ja ci nie będę wypominała dlaczego Ty śpisz, bo to wszyscy, którzy to zdjęcie przed oczami mieli, wiedzą. Shame on you. I tak mi się dziwnie zrobiło, bo jednocześnie zaczęłam się śmiać (sama do siebie), ale i oczy zaszły łzami. Istne wariactwo.
Chcę wierzyć, i staram się to robić cały czas, że jest Ci
tam dobrze. No bo gdyby nie było, to po cóż byłaby ta cała – że tak
kolokwialnie powiem – farsa? Nie bij, ja wiem że wszystko ma swój sens ale u
licha, wszystko ? Skoro niektóre
rzeczy nie śniły się filozofom (a to chyba źle rokuje), to dlaczego mamy
przyjmować do wiadomości nawet te wydarzenia, które są… no, jakby to
powiedzieć, takie nierealne, jednocześnie będąc… realnymi?
Ja tylko człowiekiem jestem, jeszcze z gatunku tych mocno
pierdolniętych, którym wydaje się, że w każdym jest trochę dobra. Wszyscy na
mnie się drą, że jestem „adwokatem”, że „każdego bronię” i „odzywam się
niepytana” (tak, to też się zdarza).
Jednocześnie przy tej swojej wrodzonej kłótliwości (ach te
geny) mam w sobie wewnętrzny spokój który podpowiada, by z tych sytuacji, na
które nie za bardzo mam wpływ, nie robić zbyt wielkiego halo. Pisząc te słowa
myślę sobie: a może robię źle? Może
powinnam milczeć, przeżywać ten dzień tu, sama? Nie chcę robić wielkiego
halo, nie chcę się wymądrzać tym, że przeżyłam Twoje odejście bo wiem że są
osoby, które przeżyły to bardziej. Tym
samym pojawia się jeszcze myśl, że jak nie napiszę, nie opublikuję, to też
będzie mi źle.
Bo przecież byłeś tu, z nami. W blogosferze. Dzieliłeś się
sobą z każdym po trochu. Każdemu z nas oddałeś tą cząsteczkę, która przez ten
rok kipiała: ze złości, z bezsilności, z niezrozumienia. Ale ta cząsteczka
popychała (i robi to nadal) do tego, by pisać. By dzielić się swoimi emocjami –
tymi dobrymi, złymi; by znaleźć pobratymców, którzy czują podobnie.
Dużo nas było. I wciąż jest nas wiele. Złe wydarzenia
przyciągają do siebie ludzi. Ściskają ich w małą kupkę nieszczęścia,
namawiając do dzielenia się swoimi odczuciami. Dobrymi i negatywnymi. Tylu
osobom chciałabym podziękować za zeszły listopad. Za wspieranie się, płacze,
płacze, śmiechy – również i z Ciebie, Króliku, bo przecież, wybacz, ale te
zdjęcia… I za obecność. Bo nie mogłam sobie wymarzyć niczego innego rok temu
oprócz tego, byśmy tu byli dzisiaj razem.
Jesteśmy.
I Ty też jesteś – wierzę. Za chwilę polecę prywatą, ale
wiesz. Za chwilę. Jesteś wszędzie. W powietrzu, niebie, tu obok. Wczoraj, dziś,
teraz i jutro. Obserwujesz. Naśmiewasz się – och Ty! (W sumie też bym się
śmiała na Twoim miejscu.) Wspierasz. Otulasz. Podpowiadasz. Kibicujesz. Jesteś.
Dzisiaj próbowałam wejść na Twojego bloga.W przeciągu roku
wchodziłam na niego często, tylko po to by przeglądarka go zapamiętała i w
razie „wu” mogłabym na niego wejść bez pamiętania adresu. Umiałam go jednak.
Dzisiaj zapomniałam. Błądziłam, wpisywałam różne frazy, aż w końcu poddana
weszłam w zakładki. To był chyba tak jak obuchem po łbie. Bo przecież miałam
pamiętać zawsze i zawsze. Go down to the
rabbit whole. I ten przenikliwy czarny szablon, który – gdziekolwiek go
ujrzę – przyprawia o ciarki.
Oezu. Się rozpisałam. Wybaczycie? Wybaczysz? To wiesz.
Opiekuj się nami dalej. Sobą też – nie zapominaj o sobie. Pamiętaj o nas tak,
jak my o Tobie. Spotkajmy się tu za rok.
I każdego dnia z osobna.
A co do tej prywaty,
Króliku, to prosiłabym byś się w końcu do czegoś przydał i pilnował mnie i
dopingował w piątek, tak trochę bardziej niż zwykle. Okej?
Dla mnie też, ale przyznaj, że w sumie się żyje cudnie.
I przestań wyć! Przestań wyć! Przestań płakać!
To już rok? Jak ten czas przeleciał... Smutno jakoś tak bez Niego....
ReplyDeletehttps://sweetcruel.wordpress.com/
Jak szalony. Smutno, smutno... szczególnie dziś. Mi przynajmniej.
DeleteO, no to piąteczka, Lusia, bo ja tak samo jak Ty też prawie zawsze bronię, usprawiedliwiam, robię za adwokata właśnie, a nie oskarżam. I też mi się zdarza niepytaną odzywać, a co ;P W pewnym momencie myślałam, że coś ze mną nie tak, bo wielu moich znajomych potrafiło w kilka sekund wystawić jednoznaczną ocenę, oskarżyć, a ja tak nie umiałam. Ale teraz trochę inaczej na to patrzę i jestem nawet dumna, że mam taką hmm, naturę, a nie inną. I Ty też tego nie zmieniaj.
ReplyDeleteMnie ostatnio coś tchnęło, żeby zajrzeć na blog Kordiana właśnie i poczytać sobie jego starsze wpisy. Choć robiłam to w sumie od czasu do czasu, więc adres pamiętałam akurat. No i cóż, trafiłam na to, czego teraz najbardziej potrzebowałam, o czym zresztą wspominam u siebie. Przypadek? Ciężko stwierdzić.
Wgl. ładny ten wpis, taki od serca.
I cóż, no w sumie to się żyje cudnie, przyznaję :)
No na mnie pół gębkiem patrzą, jak na kogoś nalatują, a ja tak 'no daj spokoj, może jest tak czy siak'. Nie mam zamiaru, dzięki :)
DeleteJa też adres pamiętam. Miałam zanik pamięci chyba chwilowy :) Nie sądzę, żeby to był przypadek. Przecież to Kordian:)
Dziękuję, Kochana.
Otóż to :)
Heh, no dokładnie tak samo :D Ale ja tam dobrze czuję się w roli obrońcy ^^
DeleteCo by nie było, to dzięki Niemu się poznałyśmy. Myślę, że to On tak nami pokierował, byśmy mogły się wspierać, bo pamiętam, jak rok temu przesłałaś mi to zdjęcie, które tutaj wspominasz. Jak płakałam i śmiałam się razem z Tobą. I co by nie było - to dzięki Niemu poznałam jedną z ważniejszych tutaj dla mnie osób. :* Także dzięki Króliku! No i dzięki Lusiu, że wytrzymałaś ze mną ten rok. :)
ReplyDeleteNo bo przecież wszystko ma sens, choć może dociera on do nas nieco później. Ajajaj, dziękuję bardzo za te miłe słowa :* Nie bez powodu mówi się, że przyjaciół się w biedzie poznaje, czyż nie? :)
DeleteOj, dla mnie to sama przyjemność, mam nadzieję że razem się jeszcze pomęczymy z parę lat, co? :)
Też racja i on ciągle o tym powtarzał. :) Aż mi się przypomniało, jak kiedyś rozmawiałyśmy o tym, że podczas rozmowy na żywo wyszłybyśmy pewnie przy Nim na totalne przygłupy, nie potrafiąc powiedzieć nic równie mądrego. xD
DeleteOj tak. :*
Również mam taką nadzieję, iż nasze drogi się nie rozejdą tak szybko. :P
W dalszym ciągu utrzymuję, że nasze z Nim spotkanie tak by wyglądało XD
DeleteSię wie! :P
Ja również z czasem nie poczułam się mądrzejsza. xD
DeleteGdyby to tak działało XD To by było za dobrze XD
DeleteTak, człowiek by sobie po prostu siedział i mądrzał! Genialne! xD
DeleteI niestety zupełnie nierealne XD
DeleteIdiotów by nam na świecie zbrakło :-P Ty, a te żuliki pod sklepem, jakie mądre by były :-D
Deletewydaje mi się, że żuliki spod sklepu są nader mądrzy, chociaż widać jak skończyli XD
DeleteJeszcze zależy jacy. xD Chyba, że tak dobrze się ukrywają ze swym intelektem. :P
DeleteKto ich tam wie :P
DeleteIm więcej słyszę o Kordianie... tym bardziej żałuję, że nie miałam okazji go poznać...
ReplyDeletea mi tym bardziej smutno, że nie było Ci to dane...
Deleteteż mi przykro z tego powodu :(
Deleteale co zrobić :)
Deletejuż nic na to nie poradzę niestety...
Deleteano nie:)
Deletemogę jedynie czytać, albo rozmawiać i przez to jakoś poznać :)
DeleteWzruszyłam się, notka z głębi serca. Jakbym miała mówić, głos by mi zadrżał... Nie wiem o jakim zdjęciu mówisz, bo w naszym wypadku nie nastąpiła wizualizacja. Nie wiem czemu, nikt na to nie wpadł. Chyba byliśmy zbyt pewni, że się spotkamy :(
ReplyDeleteJa sama miałam świeczki w oczach, pisząc to wszystko. A do wizualizacji też nie doszło między nami, dopiero dostałam Jego zdjęcie gdy odszedł...
DeleteNapiszę po prostu, że dziękuję. Wiesz za co :*
DeleteNie ma za co :*
Deleteale ten czas szybko biegnie. Ja Królika poznałam tylko wirtualnie cieszę się, że mogłam Go chociaż tak poznać... był niesamowitym człowiekiem :)
ReplyDeleteja też tylko wirtualnie. miał dla mnie naszykowane książki, może udałoby się nam spotkać, a tu... klops;)
DeletePamiętam jak Kordian żywo wspominał o tym, by się kiedyś tak wszyscy ze wszystkimi - wirtualnie spotkać. Jakoś tak wtedy czułam jakbyśmy byli bardziej zżyci w tej naszej blogowej paczce niż teraz, bez niego. Łączył nas w jakiś sposób.
ReplyDeleteA widzisz, ja się tu z Tobą nie zgodzę. Nie mówię, że jest lepiej czy coś, ale przez to co się stało, "związałam się" z wieloma nowymi osobami, bez których nie wyobrażam sobie teraz blogowania:)
DeleteZ mojego punktu widzenia jest dokładnie na odwrót, ale wiesz... nie mówię, że nie jest tak jak Ty piszesz. Los nas rzucił w różne miejsca i tyle xD
DeletePodoba mi się ta Coma na zakończenie, tak bardzo mi dzisiaj odpowiada.
ReplyDeleteComa dobra na wszystko :)
DeleteMuszę się z Tobą zgodzić :)
DeleteNajważniejsze, że mamy niezniszczalną pamięć i Kordiana będziemy nosić w sercu już do końca :)
ReplyDeleteOtóż to:)
DeleteJa też myślałam o Kordianie w okolicach Święta Zmarłych, ale nie tylko.. ten rok minął tak szybko, ale nie zmienia to faktu, że wszystko nadal trwa, bo przecież nawet po śmierci dalej się JEST, tylko już gdzie indziej..
ReplyDeleteTo był niesamowity człowiek. Mam nadzieję, że jest mu dobrze tam, gdzie wyruszył po śmierci.
ReplyDelete