10.6.14

“I’m on a roller coaster that only goes up, my friend.”

Chodzę do kina. Rzadko. A może często? Wczoraj byłam na filmie, który mocno mną... zatrząsł, o tak, to odpowiednie słówko. Jeżeli ktoś nie chce 'słuchać' wyżaleń, może sobie odpuścić ;-)

Już teraz, bez chwili zastanowienia mogę każdej fance płaczliwych i łzawych filmów polecić Gwiazd Naszych Wina, o którym to filmie mowa i... Który wywarł na mnie ogromne wrażenie. 

Książkę, na podstawie której powstał ten film, pożyczyłam od koleżanki, która wychwalała ją pod niebiosy. Jedynym "szkopułem" mogłoby być to, że ta książka była w języku angielskim, ale czego człowiek nie zrobi, jak mu się podoba! Przeczytałam więc w ciągu... dwóch dni, nie całych. Dzień i noc czytałam, raz po raz sprawdzając słówka, które niekoniecznie znałam. Ale skończyłam. Zapłakana, załzawiona, z duszą na dwie części podzieloną, czymś co na pewno strzałą amora nie było, a strzałą... śmierci.

Bo to o śmierci jest. O chorobie, śmierci, zaufaniu do drugiej osoby. Do niechęci ranienia innych. Poszłam więc na film (to co, że egzamin za pasem i to raczej jemu powinnam myśli poświęcać), uprzedzona, żebym nie zapomniała chusteczek, bo słabo będzie. 

I było. Nigdy się tak na filmie nie upłakałam. Choć wiedziałam przecież, jak się skończy, wiedziałam co nastąpi po czym... Jednak kolejne sceny sprawiały, że mój płacz przeradzał się we łkanie. Po prostu łkanie, które zapierało oddech w piersiach, które nie pozwalało oddychać, które sprawiało, że z oczu łzy ciurkiem się lały, zupełnie niepohamowane. Próbowałam się uspokajać. Kiedy mi się udało.. Nie trwało to długo. Było nas na sali może z dziesięć osób. Wszystkie równie zapłakane. Dało się słyszeć szelest wyciąganych chusteczek. Smarkanie. Wycieranie łez.

Płakałam przez niesprawiedliwość życia. Za to, że jedni mają to szczęście być zdrowymi, inni nie. Jednak żyją dalej. Mimo wszystko. Hah. Włączyłam sobie teraz soundtrack. I spiszę, płacząc. (Albo płaczę, pisząc?) To ponad moje siły, najwidoczniej. Nie chcę zdradzać końca książki, jednak powiem Wam, że nawet osoba, której się płakać nie zdarza, zapłacze. Nad losem tych, których życie jest niesprawiedliwe. Rak, parszywa sprawa. I wiecie co?? Pójdę po raz kolejny do kina. To jest moje odprężenie. Przed jutrzejszym ustnym egzaminem? Nie mam głowy do nauki. Siedzę i każda część mojego ciała i umysłu przypomina mi o bohaterach, którzy nie zasłużyli na swój parszywy los. Dead is sucks. 

Chyba Wam zrobiłam antyreklamę, po co to w ogóle pisałam? Musiałam się wygadać. Wypisać. I stwierdzić że w dupie mam takie popierdolone życie, kiedy inni są niżej od innych. Doceniam swoje życie. Swoje zdrowie... I płaczę nadal. Polecam! (A teraz lecę, bo filozofię jutrzejszą, słabo widzę...)

47 comments:

  1. Ja rzadko płaczę na filmach, ale czytając ten opis to może ogarnę co i jak i sama po obejrzeniu się poryczę? Kto wie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Książkę polecam najpierw :)

      Delete
  2. Dużo słyszałam o tym filmie, a że ubóstwiam smutne historie, nawet mnie zainteresował. Bałam się jednak, że to kolejny niemądry wyciskacz łez dla gimnazjalistek, ale po Twoim opisie wnioskuję, że naprawdę warto obejrzeć. Kiedyś oglądałam coś podobnego - "Now is good" - też śmiertelna choroba, też młoda dziewczyna, płakałam jak bóbr, ale gdy już się uspokoiłam, doszłam do wniosku, że był jednak dosyć naiwny.
    Ja życie doceniłam po "Chce się żyć", jeden z najpiękniejszych filmów, jakie widziałam, polecam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja "Now is good" nie oglądałam, ale słyszałam o nim dobre opinie :) Oczywiście poleciłabym Ci książkę na początek. Bo, tak samo jak film, a nawet w większym stopniu, jest po prostu wspaniale smutny. Nie umiem opisać go jednym słowem. Czasem się śmiałam, w większości płakałam... Dla takich książek warto sobie nocki zarywać :) Oglądałam! Boże jak się upłakałam, również!

      Delete
  3. Każdy kiedyś potrzebuje popłakać, bez względu czy jego życie jest w skowronkach, czy też żyje na skraju przepaści. "Nie bój się płaczu, czasami w każdym coś pęka", piękny cytat.
    Życie niestety nie jest sprawiedliwe, można by się zastanawiać czemu jedni mają źle, a inny jeszcze gorzej. Zawinili w poprzednim życiu? Los po prostu pisze scenariusze i każdy musi zagrać w "swoim filmie".
    Książkę muszę kiedyś przeczytać, na pewno.
    Nie chcę być niegrzeczny, ale czy w zdaniu "I spiszę, płacząc. (Albo płaczę, pisząc?)" nie wkradła się przypadkowo zbędna literka S? Pozdrawiam :)

    ReplyDelete
  4. Nie słyszałam o tym filmie, ale może za jakiś czas go ogarnę. Ale to straszne, że pojawia się takie raczysko i zabiera życie osobom, które na to nie zasłużyły.

    ReplyDelete
    Replies
    1. No nie? :( Przecież każdy powinien mieć szansę na dorosłe życie, a oni niestety nie mają tej pewności...

      Delete
  5. Sama bardzo sporadycznie płaczę na filmach, częściej na książkach ale i to nie zdarza mi się zbyt często. Słyszałam kiedyś tytuł filmu i mnie zaintrygował więc stwierdziłam, że muszę się kiedyś dowiedzieć o nim coś wiecej. Ty mnie przekonałaś żeby go obejrzeć.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Najpierw jednak jako zgorzkniała fanka książek polecam najpierw przeczytanie książki a później dopiero film :)

      Delete
    2. Sama też jestem zwolennikiem takiej kolejności.

      Delete
    3. Witaj w klubie! Książka więcej uczuć wyraża, jeżeli tak to można ująć.

      Delete
  6. Poluję na książkę i pewno pierw przeczytam zanim obejrzę. Mimo kaskady łez, zachęciłaś mnie do tego.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jest mi niezmiernie miło :D

      Delete
  7. pewnie też bym płakała będąc na tym filmie.

    ReplyDelete
  8. Ostatnio tak się zanosiłam na filmie "Nad życie" o Agacie Mróz.

    ReplyDelete
  9. Najpierw wezmę się za książkę, potem może zaryzykuję film. :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Z całego serca polecam :-)

      Delete
    2. Dopiszę do swojej listy. ;)

      Delete
    3. Bardzo długiej listy. ;)

      Delete
    4. Skąd ja to znam :) Ciagle się powiększa, a ani kasy ani książek nie ma :P

      Delete
    5. U mnie podobnie. Chyba nigdy nie przeczytam wszystkich tych książek...

      Delete
    6. Jakby tak chociaż na rok wstrzymali produkcje książek żeby człowiek nadrobił. A tu ciągle dokładają coś nowego.

      Delete
    7. Ja mam tylko nadzieję, że po drugiej stronie też są książki. ;)

      Delete
    8. Chyba nikt nie wie co jest po drugiej stronie :) Ale muszę przyznać, to byłaby piękna perspektywa.

      Delete
    9. I nie dowiemy się, dopóki się tam nie znajdziemy. Ale nadzieję zawsze można mieć. :)

      Delete
    10. Jeszcze mi się nie spieszy :D Dużo rzeczy jeszcze o świecie nie wiem :)

      Delete
    11. Mi też nie. Tyle jeszcze mam planów. ;)

      Delete
    12. No właśnie :) Żeby chociaż trochę z nich zrealizować.

      Delete
    13. I trochę świata zobaczyć.

      Delete
  10. Słyszałem o tym filmie..ale swoim zwyczajem, najpierw sięgnę po książkę, ot co!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Któż to powrócił! :D Książkę jak najbardziej polecam! Jeżeli nie sprawiałoby Ci kłopotu to oczywiście po angielsku polecam, bo lepiej się czyta niż polskie tłumaczenie :D

      Delete
    2. O, to dobrze że mówisz:) I nie, to żaden kłopot XD

      Delete
    3. Tłumaczenie obdziera to coś z treści, gdzie tłumacz chce przetłumaczyć ale zmieni jedno słowo i to już nie jest to :D

      Delete
  11. No nieeeee, jak to ty mi tu polecasz rzeczy na płakanie. Jak ja się wzruszam podczas reklamy pasty do zębów, to chyba po takiej książce i filmie będę musiała udać się do psychiatry. Mimo wszystko, nie skreślam i mam nadzieję, że nie spowoduje to poważnego uszczerbku na mojej już i tak zrytej bani.

    A tak na marginesie - wróciłam, hehe.

    A tak na rozluźnienie polecam ci Nietzschego (lol, tak się odmienia?)!

    ReplyDelete
    Replies
    1. hohoho! no wiesz ja też, ale czasem taki potok łez wcale nie jest taki zły :D polecam z całego serca :D e tam, jak poważnie zryta to nie bałabym się że coś to pogorszy :D :*

      No i w końcu tej!

      Filozofii mam po dziurki nie poweim gdzie >.<

      Delete
    2. Hahaha, no dzięki! Dobra, w sumie masz rację, pewnie już się nie pogorszy, nie ma co się oszukiwać. :D W takim razie postaram się to ogarnąć w ciągu najbliższych kilku dni.

      FILOZOFIA JEST PIĘKNA! Nie znasz się. I ostatnio kupiłam taką fajną książkę w jednym z krakowskich antykwariatów, która tłumaczy jasno i klarownie historię filozofii (cóż, jedni kupują kubki z napisem "Kraków", ja optuję za takimi rzeczami :D). Nawet udało mi się zrozumieć bełkot Locke'a...

      Delete
    3. Zawsze do usług :D Trzeba mieć do siebie dystans :D

      Ale serio, będę miałą w piątek egzamin ustny i tak bardzo nic nie ogarniam, notatki mam wspaniałe, bo koleżanki, która serce wrzuciła w ich napisanie a mi się wciąż wszystko myli... Tatarkiewicza miałam wypożyczonego ale tym bardziej nic nie rozumiem :(

      Delete
    4. Wierzę ci, że jest trudno! Niektóre myśli czasami naprawdę ciężko do kupy posklejać, bo to potrafi rąk i nóg w ogóle nie mieć (no taki Kant, na przykład). A próbowałaś poczytać w innych językach rzeczy, których nie kumasz? Bo ja, na przykład, dużo lepiej rozumiem niektóre myśli po hiszpańsku i jak potem czytałam to samo po polsku, to zrozumiałam tylko znaczenie przecinków i kropek w zdaniu. Więc może po angielsku czy w jakimś innym języku będzie ci łatwiej? Czasami to jest kwestia przeczytania jednego pojęcia i od razu wszystko się dużo łatwiejsze wydaje. Cholera, chciałabym ci jakoś pomóc, ale nie mam pojęcia jak. Ta książka, którą ja mam to "Krótka historia filozofii" autorów Roberta C. Solomon i Kathleen M. Higgins. Jest takim dosyć "lekkim językiem" napisane i wszystko w miarę składa się w logiczną całość.
      Tak wygląda: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/49782/krotka-historia-filozofii

      Często pomocne są też skrótowe porównania pomiędzy filozofiami różnych autorów, które można znaleźć w Internecie. Albo filmiki na youtubie! Kurde, znasz hiszpański? To mogłabym ci podesłać kilka naprawdę dobrych stron.

      Delete
    5. W sumie największy problem jest z moją gadaną a raczej jej brakiem, gdyż ja po prostu nie lubię się artykułować, myśleć co powiedzieć tylko pisać. A pisać się nie da, no bo usty. Więc to troszkę tragedia dla mnie. Bo wiem, że nie wszystko poweim, co będę wiedzieć. Idzie mi po prostu liczyć na to, że i się nauczę jeszcze a i babeczka nie bedzie konfliktowa w tym dniu i trójeczkę na zaliczenie da, bo to by znaczyło dla mnie początek wakacji :D

      Niestety oprócz angielskiego nie znam żadnego innego języka >.<

      Delete
    6. Ach, problem takiej natury. Kurde, ja zawsze filozofii uczyłam się na pamięć, żeby właśnie niczego nie zapomnieć, ale miałam z tego przedmiotu tylko egzaminy pisemne, więc od biedy dało się pomyśleć nad odpowiedzią, jak zabrakło słówka. Może też zrób sobie jakieś streszczenie i naucz się go na pamięć? Wiesz, przeczytaj internetowe streszczenia i zrób jakiś mix albo napisz własnymi słowami. W sumie tak by było najlepiej, bo kto zrozumie cię lepiej od ciebie samej. Chociaż w sumie co ja gadam, pewnie już na to wszystko wpadłaś. :D No i niezawodne schematy!
      Mam nadzieję, że coś ci się uda wymyślić. I nie życzę ci trói, ale trzymam kciuki za piąteczkę! :D

      Delete
    7. Wiesz no pisemnie to zawsze masz szansę coś cokolwiek pościemniać, a ja się nazbyt denerwuje - zakupiłam nawet tabletki uspokajające, zeby czekając na swoją kolej nie odlecieć. Z nerwów, rzecz jasna. I dzięki za wiarę, ale na piątkę nikt nie zdaje, a ja aspiruję na trójeczkę bo u licha, gdzie mi się to przyda?? Ni-gdzie. Babeczka jest taka nawet, mam nadzieję, że trafię na jej dobry humor. A w sobotę odsypiam,ooo! Budzik wyłączyć i spać nawet pół dnia.

      Wiesz, ja dużo czytam i sobie co ważniejsze spisuję na kartce bo pisząc, zapamiętuję. Moim problemem jest to, że nawet jak coś zapamiętam, to nie potrafię tego do danego filozofa dopasować.

      Delete
  12. Smutne. Nie lubię smutnych rzeczy.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Też smutów nie lubię... Ale czasem warto sie przełamać :)

      Delete
  13. Byłam w maju w kinie na "Powstaniu warszawskim", oczywiście przed sensem 2136574685464 reklam, w tym właśnie zwiastun "Gwiazd naszych wina". Nie powiem, pozycja mnie zainteresowała i planowałam się wybrać ale skoro piszesz, że dobrze jest zapoznać się z książką to zastosuję się do rad i najpierw przeczytam, potem obejrzę :3

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dokładnie, książka zawsze najlepsza. A co do reklam, to proszę Cię :P mieszkałam do tej pory w Krakowie naprzeciw kina i jak byl film na osiemnastą to za pięć osiemnasta wychodziłam i zanim wszystko odtrąbiłam, to było piętnaście po a reklamy nadal w najlepsze :P buum oglądasz reklamy a tam nagle film ^^

      Delete
    2. Niekoniecznie zawsze najlepsza. Z "The perks of being a wallflower" miałam odwrotnie, książka fajna ale napisana w dość specyficzny sposób, film podobał mi się znacznie bardziej. Swoją drogą po angielsku wszystko zawsze brzmi lepiej niż przetłumaczone. "We accept the love we think we deserve" po polsku traci na sile :D

      Delete
    3. Skoro nie masz problemu z angielskim, to książkę, o której mówiłam w notce, polecam właśnie w tym języku :D zaczęłam ją czytać po polsku później ale nic mi nie grało, bo po angielsku wszystko strasznie mi ładnie brzmiało, każde zdanie, wszystkie emocje... To jest to!

      Delete