Zmiana czasu, mimo że tylko dwa razy do roku, zawsze wprowadza mnie w konsternację. Człowiek budzi się rano i nie wie, która jest godzina i to jest na maksa dziwne. Chyba przez to przespałam dzisiejszy budzik, budząc się ponad dwie godziny później... Ale słońce tak ładnie świeci, że aż się chce żyć, robić cokolwiek sensownego - ale okej, nie w moim przypadku, bo mi się całe życie nic nie chce robić, więc to jest w sumie żadne racjonalne wytłumaczenie, że jest ładna pogoda.
Nie mając żadnego sensownego pomysłu na spędzenie dzisiejszego dnia włączyłam laptopa, po raz kolejny przepadając w czeluściach Internetu, poznając jego dobre i złe strony (złe chyba w większej ilości), słuchając muzyki, która nic z pewnością do mojego życia nie wniesie (no bo przecież np zamiast umieć teksty piosenek na pamięć, mogłabym przechowywać w mózgu jakąś niby pożyteczną wiedzę) i znów mam to poczucie, że marnuję cenny czas, który mogłabym przeznaczyć na coś innego. Muszę się tego w końcu oduczyć, bo prawda jest taka, że już się nie zmienię, że już zawsze będę czasami bezumysłowym kapuściakiem, który najpierw coś robi, a później rozumie, jak bardzo głupio zrobił. Uwierzcie, to jest niesamowita frajda, po raz X z kolei wiedzieć, że w czyichś oczach wypada się jak idiotka! Uczucie po prostu nie do opisania! Ludzie mnie dzięki temu zapamiętają, jestem tego pewna.
W zasadzie nie wiem, po co piszę tą notkę, skoro po raz kolejny nie mam nic sensownego do przekazania. Przegapiłam koncert Rojka, bo pewnie biletów już nie ma, a mi się nawet nie chce, w ciągu tygodnia kupiłam sobie torbę (zamawiając ją w poniedziałek na domowy adres, bo przecież mi się wydawało, że będzie miał kto kuriera w ciągu dnia przywitać), która jednak przyszła we wtorek, a ja musiałam na nią czekać do piątku, pozbyłam się z Krakowa zimowych ciuchów (tak, to aluzja do wiosny, że ma zostać), po raz kolejny zrobiłam z siebie idiotkę, ukazałam swoje prawdziwie kapuściane oblicze, i przy tym wszystkim nie straciłam dobrego humoru, co naprawdę jest dziwne. Czasami mam taką myślenicę (którąś z kolei), o tym, co sobie o mnie ludzie myślą, jak zrobię coś głupiego i wcale się nad sobą nie użalam, tylko śmieję. Bo przecież w naszej kulturze raczej się utarło, że każdy powinien żałować tego, co zrobił, powinien się wstydzić itepe, a ja po prostu nie umiem się siebie wstydzić, przecież to takie głupie uczucie! :D
W ogóle doszłam ostatnio do wniosku, że ja naprawdę jestem strasznie pozytywną osobą, która nie lubi (nie umie) się smucić, choćby niewiadomo co się stało. Prawda jest taka, że wszędzie można dostrzec dobro, szczęście i tym podobne, a nie zadręczać się pół życia, że to jest złe, to niedobre, a tego w ogóle nie powinniśmy robić, bo co sobie o nas pomyślą inni. W końcu ludziska nasze życie jest wyłącznie w naszych rękach, to od nas zależy jak się potoczy i... po prostu cieszmy się z tego, co mamy, bo wiecie - ponoć zawsze może być gorzej... :D