Są ludzie i ludziska. Ludzie decydują się spędzać weekendy w zaciszu domowym. Ludziska (czyli w zasadzie ja i moja familia) wsiadamy w sobotni wieczór do samochodu tylko po to, by Ola mogła obejrzeć kolejny z rzędu koncert. Jazda do miejscowości oddalonej o sto pięćdziesiąt kilometrów. Ale to serio tak daleko?! wypowiedziane gdzieś w połowie drogi, która - wedle tego co sobie moja mądra inaczej główka myślała - będzie trwała z godzinkę, nieco ponad. A trwała niemal trzy. Niemal trzy w jedną, niemal trzy w drugą stronę plus dwie przeznaczone na ten koncert. I powrót około drugiej w nocy. Szaleństwo? Niezaprzeczalnie.
![]() |
Kuba jak zwykle dawał czadu. |
Wracając jeszcze do koncertu to odkryłam pewien smutny fakt. Albo właściwie go po prostu przyswoiłam, bo o jego istnieniu wiedziałam od dawien dawna. Są na planecie tacy ludkowie, którym wydaje się, że świat kręci się tylko wokół nich. Że każdy fejsbukowicz pragnie, aby wstawiły kolejne zdjęcia z koncertu, by pod postem zespołu, że ten dojeżdża na miejsce robiły focisze pokazujące, iż tak czekają one, pewnie od samiusieńkiego rana. Okej, ja może do tego alergicznie podchodzę, ale kurde no, już człowieka szlag trafia jak widzi imię tej osoby, która chyba chce pokazać światu jaka ona to fajna nie jest. Ja też byłam na koncercie. Ale nie informowałam o tym wszystkich wokół, bo to ich pewnie nie interesuje. Okej, skomentowałam post zespołu dziękując za przednią (jak zwykle) zabawę, ale.. Poprawcie mnie, jeśli się mylę: czy nadgorliwość nie jest przypadkiem chorobliwa?
Jeszcze może powinnam czuć się gorzej, bo nie zdobyłam zdjęcia z zespołem... Cóż, sądzę, że przeżyję, jedno już mam, a jeszcze kilka koncertów w tym roku przede mną. Nie lubię nadgorliwych ludzi, ot co.