No, dobra, jestem. Musiałam wtłoczyć się w nowy tryb dnia, i tak jakoś od poniedziałku się zabierałam za napisanie, ale mi nie szło. Otóż, w tak zwanym międzyczasie udało mi się znaleźć mieszkanie. Tydzień temu. Idealne - mieszka jedna dziewczyna i teraz ja, całe cztery przystanki od uczelni. Niebo. Tylko myślę nad tym jak by tu upiększyć białe ściany, które mnie straszą, ale mam czas. No i zaczęłam praktyki, na temat których mogłabym opowiadać godzinami.
Okej, opowiem!
W poniedziałek miałam niezłego stresa, ale jak się okazuje, niepotrzebnie. Weszłam do redakcji, poczekałam, aż mnie ktoś spod recepcji "odbierze" i... zostałam wtłoczona w tą super machinę. Na wstępie posadzono mnie przy moim biurku, z moim komputerem, informatyk założył mi służbowego e-maila i dostałam plakietkę, która mnie upoważnia do wchodzenia do redakcji bez proszenia w recepcji coby mnie ktoś odebrał. Ludzie, z którymi praktykuję są superowi, każdy prosi, żeby mówić do niego po imieniu, mój szefo (który siedzi nam cały czas za ścianą!) jest super, facet, z którym jestem w pokoju również jest ekstra. Jak komuś powiem dzień dobry, to mówią, że mam mówić cześć, bo czują się staro. Najbardziej śmieszy mnie to, że cokolwiek każą mi tam zrobić, to mi się pytają, czy mam czas, i czy nic aktualnie nie robię, nawet jeśli widzą jak bujam się na krześle czy zajadam jakąś słodkość. Jak już to zrobię, to dziękują mi za to, że tego dokonałam. Cuda niewidy! Poza tym, siedzę w klimatyzowanym pomieszczeniu, układam ulotki, składam książeczki, czy uzupełniam jakieś dane konkursowe, a dzisiaj nawet sprzątałam składzik! Ale sam szefo mi pomógł, więc poniekąd radocha. Najlepsze, że nie traktują mnie jak gówniary, której się Bóg wie czego zachciewa, tylko jak mniej więcej równą sobie. No, mniej więcej bo wiadomo, że ja tam tylko odwalam czarną robotę. Ale jest miluśko! To uczucie, że wchodzę, mówię dzień dobry i siadam do komputera... Hm, super sprawa! Już pierwszy tydzień dobiega końca, jeszcze tylko dwa... jak ja przeżyję rozstanie?
tumblr |
I już tak na koniec, co by notka znów nie skłaniała się ku tematowi moich praktyk, bo przecież to, że gadam o nich non stop nie znaczy, że i tu muszę przynudzać śmiesznymi dialogami rodem z redakcji. Skoro jesteśmy na tym beznadziejnym świecie i jako tako pasuje to życie przeżyć, musimy stworzyć samych siebie, to, jacy jesteśmy, co lubimy zależy od nas samych i to samo tyczy się przyszłości. Nie można stawiać rzeczy na przegranej pozycji, bo zawsze jest o co walczyć, nawet jeśli sądzimy inaczej. Może nie wygramy kilku milionów w totka, ani nie będziemy właścicielami najlepiej prosperującej firmy, aczkolwiek ciągle mamy szansę na spełnianie swoich marzeń i kierowanie życia w tym kierunku, na którym nam zależy. Nie chodzi chyba o to, by robić coś na siłę, czy pod kogoś bo ten ktoś podobno lepiej wie, co nam się w życiu przyda. NIKT nie wie, co jest dla nas najlepsze, więc może w końcu - wedle tej myśli - niech każdy zrobi sobie rozrachunek czy to, co robi w życiu, go uszczęśliwia. Jeśli nie - zawsze można próbować to zmienić. Jeśli tak - to tylko dążyć w kierunku samospełnienia się. Bo wtedy... żadna rzecz nie stanie na przeszkodzie do szczęścia. Prawda, jakie proste? :)