Mówienie znów o tym, że czas leci jak z bicza strzelił z pewnością nie ma sensu, więc w rytm Rojkowej piosenki, która ostatnio mi wpadła w ucho (i która sprawiła, że nie mogę się doczekać tej płyty!) zachęcam do przeczytania poniższych wypocin. Stwierdziłam, że nie chce mi się czekać aż będę miała coś sensownego do powiedzenia, bo to może jeszcze długo potrwać, a jakoś się stęskniłam za pisaniem tutaj! :-)
Wiecie ludziska, że ja wciąż nie skończyłam 30 day challenge? Jakoś ostatnio przeglądałam zakładki i ujrzałam obrazek właśnie tej zabawy i sobie uzmysłowiłam, że kurcze, tak niedużo mi zostało! Dzień 21 i zdjęcie mojej ulubionej rzeczy. Czyli - tadam - bransoletka mulinowa z happysadem. Czego mogę chcieć więcej? Piękna, czarna, z happysadem, ba, chciałam taką zrobić sama, ale jeszcze nie opanowałam napisów, a tu taką niespodziankę mi siostra sprawiła. Och, ach! Nic tylko nosić i się zachwycać ;-) Swoją drogą przez tą bransoletkę, albo nadmiar wolnego czasu, znów złapałam fazę na mulinę i za każdym razem jak mijam pasmanterię to wchodzę i kupuję parę kolorów a później z poduszką ślęczę przed komputerem i klnę, że instrukcje są durne i mi nie wychodzą te bransoletki takie, jakie bym chciała, żeby wyszły. Zawsze to jednak lepsze niż siedzenie przed komputerem. Wkurwiam się na siebie, że tak marnuję czas, ale nie robię nic w kierunku by to zmienić. Szkoda gadać.
I "wolne" się skończyło, a od poniedziałku II semestr. Będzie ciekawie. Plan jakiś taki niezły nawet, nie siedzę do nocy na uczelni, smuci mnie tylko to, że dwa razy mam na ósmą rano, ale poniedziałek, kiedy mam na trzynastą i do czternastej mi to rekompensuje więc powiedzmy, że nie jestem zła. Z utęsknieniem czekam na wiosnę, na siódmy marca, kiedy koncert happysadu... I oby wszystko szło do przodu. Świat wygląda zupełnie inaczej, gdy chwilowo niczym się człowiek nie denerwuje i może spokojnie iść spać, bez snucia czarnych scenariuszy, które - jak wiem - sama na siebie zwaliłam. Obiecuję, naprawdę od następnego półrocza obiecuję poprawę mimo, że wszyscy się z tej mojej obietnicy śmieją. Moja druga sesja będzie spokojna, nie taki armagedon, o nie! (Jak co, to trzymajcie mnie za słowo w czerwcu, jak mi się nie będzie chciało uczyć, okej?). Poprawki sama na siebie zwlekłam, choć na serio się uczyłam... Najważniejsze, że (mam nadzieję) pierwsze koty za płoty, a co.
Jak wymyślę coś sensowniejszego do opowiedzenia, to napiszę, a tymczasem życzę udanego weekendu oraz ferii tym, którzy jeszcze je mają ;)